StoryEditor

Komisarz Wojciechowski: Ferma przemysłowa nie zajmuje się hodowlą tylko produkcją mięsa

Na Twitterze w ostatnich dniach toczyła się zażarta dyskusja pomiędzy unijnym komisarzem ds. rolnictwa Januszem Wojciechowskim, a rolnikami i przedstawicielami sektora branży mięsnej.
18.03.2021., 17:03h
Po dyskusji w Sejmie na temat wpływu ferm na środowisko oraz niezadowoleniem mieszkańców niektórych rejonów Polski z sąsiedztwa takich ferm, w mediach społecznościowych rozgorzała dyskusja. W prawodawstwie nie ma określonej definicji „fermy wielkopowierzchniowej” „fermy wielkoprzemysłowej” czy „fermy wielkotowarowej”. Resort rolnictwa postanowił podzielić fermy ze względu na ich wpływ na środowisko, skalę oraz intensywność produkcji. Podczas dyskusji stwierdzono, że liczba ferm rośnie i trzeba ograniczyć koncentrację takich obiektów. 



Nadal zastanawiające jest to, że przez kilkanaście ostatnich lat wmawiano rolnikom, że zwiększając efekt skali, zwiększamy opłacalność, idziemy z nowoczesnym trendem, technologią, postępem nauki i genetyki. Rolnicy stali się nowocześni, bo tego od nich oczekiwano. Więc podążano za tym europejskim „duchem czasu” korzystając z pieniędzy, które zaproponowała UE na rozwój. Rolnicy kupowali maszyny, stawiali nowoczesne budynki, fakt duże, bo inwestycja musi się zwrócić w ciągu 15 lat. Musieli też dokupić ziemię wokół gospodarstwa, bo inaczej nie kwalifikowaliby się do niektórych działań PROW, a banki nie dałyby kredytów. 

Nagle, gdy okazało się, że te inwestycje być może szkodzą, a wiele osób z miast przeniosło się na wieś, do głosu dopuszczono ruchy niekoniecznie mające pojęcie o rolnictwie i zdanie zmieniono. Gospodarstwa rodzinne, które zapewniają nam żywność dzień po dniu nagle stały się… przemysłowe! Mimo, że nie ma definicji czegoś takiego. A podczas budowy, każdy większy obiekt wykonuje (swoją drogą bardzo drogą) ocenę wpływu na środowisko. Jeśli uzyska jego zatwierdzenie obiekt powstaje, jeśli nie, to nie powstaje – prosta sprawa. 


Co na to rolnicy? 


Nie dziwi fakt, że sprawa nie wywołała zachwytu wśród aktywnych zarówno na polu i w mediach społecznościowych rolników. Nagle gdy polskie rolnictwo się rozwija, możemy się pochwalić eksportem mięsa, mleka czy jaj okazuje się, że konsumentom brakuje wsi sielankowej i tradycyjnej. Cały czas czytamy o tym w mediach.

No i właśnie tutaj pojawia się sprawa najważniejsza, bowiem w Polsce są także gospodarstwa małe i średnie (w większości), gospodarstwa ekologiczne, agroturystyczne. Oferta jest bogata, konsument jeśli ma ochotę znajdzie wieś sielankową, jaja klatkowe, jaja wiejskie na bazarze, marchewkę prostą, marchewkę krzywą, czystego ziemniaka, brudnego ziemniaka, mleko eko, mleko UHT, wołowinę z marketu i wołowinę od rolnika. Wszystkie te produkty, nie ważne jakie – powstały podczas ciężkiej pracy rękoma rolnika – nie ma to znaczenia czy gospodarstwo jest duże czy małe, tak samo trzeba się przy tym napracować. 

Dorota Kolasińska
Autor Artykułu:Dorota Kolasińska Redaktor Prowadząca topagrar.pl
Pozostałe artykuły tego autora
Masz pytanie lub temat?Napisz do autora
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ
23. listopad 2024 02:08