Autor wspomina ogromną aktywność i zaangażowanie środowiska akademickiego, od profesorów po młodych adeptów nauki, na rzecz wspierania rozwoju krajowego rolnictwa. Z panującej wówczas w rolniczym środowisku naukowym entuzjastycznej atmosfery chętnie korzystała władza, czego przykładem było powoływanie rad naukowych na licznych jej szczeblach, z radą naukową przy Ministrze Rolnictwa włącznie, która interesowała się wynikami prowadzonych badań, a przed swoimi instytutami stawiała konkretne zadania.
Czy coś się zmieniło od tamtego czasu? Chyba tak. Można odnieść wrażenie, że dziś rolnictwo jak gdyby straciło w naszym kraju dawną atrakcyjność. W społeczeństwie panuje przekonanie, że unijne dotacje załatwiają wszystkie jego problemy. Z nazw uczelni usunięto określnie „rolniczy”, z list wydziałów na tych uczelniach zniknęły nazwy dawnych wydziałów związanych bezpośrednio z produkcją rolną. Zastąpiły je dziwolągi, jak np. „Nauka o zwierzętach“.
Inicjatorzy tych kierunków nie zadali chyba sobie pytania – dla kogo kształcą tego typu specjalistów i gdzie są dla absolwentów tych nowatorskich kierunków miejsca pracy? Czy takimi inicjatywami co do nowych kierunków i specjalizacji nie ulegają deprecjacji zasłużone i ciągle potrzebne zawody agronoma, czy zootechnika? Czy obniżając prestiż tych specjalizacji nie przyczyniamy się stopniowo do obniżenia aspiracji, a tym samym i poziomu kadry nauczającej na tych kierunkach?
Niedocenienie roli rolnictwa w naszym społeczeństwie, a w tym i znaczenia oraz roli jego naukowego zaplecza obejmuje także stosunek naszych aktualnych władz państwowych do tej branży. pł
Czytaj całość w zakładce INFO+
Fot. Czekała