My Polacy, bardzo dbamy o bocianie gniazda na słupach czy budynkach. Bocian to bardzo silny symbol w naszej kulturze i świadomości. Serce nam się kraje, gdy widzimy ich cierpienie. Podobnie jest z innymi ptakami występującymi w tej części Europy – z pustułkami, kukułkami, czy dudkami. Niestety ci nasi skrzydlaci bracia mniejsi są każdego roku masowo zabijani przez myśliwych i kłusowników w Basenie Morza Śródziemnego podczas sezonowej wędrówki. A właśnie teraz trwa coroczna podróż ptaków na Południe. Rolnicy liczą boćki w swoich wsiach, kibicują im w odlocie, no i liczą też na to, że wiosną zonowu je zobaczą... Niestety nie zawsze tak się dzieje. Specjalnie dla naszych czytelników - miłośników polskich ptaków zamieszczamy całą prawdę o przelocie rodzimych ptaków. Tematem już wcześniej zainteresowały się inne media, w tym także miesięcznik "Polityka". My jedak sprawdziliśmy też, czy Polacy także mają coś "na sumieniu" w kwestii smutnego losu ptaków.
Zabijane dla przyjemności
Statystyki mówią przynajmniej o 25 milionach ptaków, które giną podczas swojego szlaku wędrownego do ciepłych krajów. Mniej optymistyczne dane mówią nawet o 500 milionach. 25 milionów ptaków. Czy to dużo? To tak jakby wybić całą polską populację wróbla, skowronka i zięby, które razem liczą 20 mln.
Tragiczna wędrówka
Ptaki wędrowne są zabijane zarówno przez legalnie działających myśliwych, jak i kłusowników, którzy polują na nie dla ich delikatnego, luksusowego smaku… Te 25 mln to najprawdopodobniej wierzchołek góry lodowej. Wiadomo przecież, że kłusownictwem nikt się nie chwali. Myśliwi są przekonani, że nie zagrażają gatunkom przez swoje działanie, ponieważ łapią lub strzelają jedynie do kilku sztuk, a reszta wraca do gniazd, by odnowić gatunek, i by została zachowana ciągłość gatunkowa przez następne lata. Tymczasem kłusownicy nie zastanawiają się nad tym. Zabijają tyle, ile się uda. Niechlubny prym w tym procederze prowadzi „mekka” dla wielu turystów – Malta. To właśnie tam ginie największa ilość ptaków. Polujący na ptactwo tworzą tam specjalne stanowiska do polowania i na różne sposoby starają się zachęcić ptactwo do odpoczynku w tych miejscach. Czasami podstawiają w tych obszarach wcześniej upolowane żywe ptaki określonego gatunku, by lecące myślały, że to miejsce jest bezpieczne i warto tam odpocząć. Jak tylko się pojawią, zarzucana jest na nie sieć. Czasami takie stanowiska smaruje się nawet klejami, do których przyklejają się ptaki. Praktyki kłusowników niewiele różnią się od działań myśliwych. Jednocześnie niepokojący jest fakt, że Maltańczycy mogą co roku za 55 euro wykupić licencję (w ilości 4 tysięcy sztuk), która obowiązuje przez dwa i pół miesiąca. Dzięki niej mogą łapać na 8 tysiącach stanowisk łuszczaki i małe ptaki śpiewające. Sęk w tym, że nie poprzestają oni na 27,5 tysiącach ptaków. I rzeź ptaków trwa dalej.
Nie zawsze da się uratować
Oczywiście liczne działania miejscowych (i nie tylko) działaczy ochrony przyrody mają na celu wyprzedzenie działań kłusowników, ale nie zawsze się to udaje. Na Malcie dużym problemem jest także silnie zakorzeniona tradycja myśliwska, która tkwi tak głęboko w świadomości, że nawet w czasie referendum, przeprowadzonego w kwietniu br. Maltańczycy głosowali na korzyść myśliwych. Słowa poparcia można było usłyszeć nawet od samego premiera, który w tamtym czasie walczył z kolei o glosy wyborców. Tym samym, wszelkie znaki na ziemi i niebie wskazują na to, że w rejonie Basenu Morza Śródziemnego niełatwo będzie wyzbyć się nawyków łapania zwierząt ponad dozwolony limit, nie mówiąc już o ich specyficznych zamiłowaniach kulinarnych.
Polacy też polują
Nie myślmy jednak, że kłusownicy polują na te gatunki tylko poza granicami Polski. U nas także istnieje proceder polowań na gatunki zagrożone. Jak zauważa Towarzystwo Przyrodnicze „Bocian” na swojej stronie internetowej: ptaki drapieżne traktowane jako zagrożenie giną w przeróżny sposób, a śmierć od kuli jest chyba najbardziej humanitarną formą. Łapane są m.in. we druciane klatki (zwabione najczęściej gołębiem), gdzie czekają na śmierć z ręki człowieka. Inną niezwykle brutalną formą są automatyczne zapadki (tzw. “żelaza”), które odcinają im szpony, powodując, że ptak umiera później w ogromnym stresie i męczarniach. Walczy o życie jeszcze przez dłuższy czas, bez możliwości zdobycia pokarmu, nie mogąc nawet usiąść. Tym razem człowiek – bestia, wykorzystujący zimowe warunki, nie daje ptakom żadnych szans. Odłowione osobniki potrafi spreparować w celach zysku ze sprzedaży, lub nawet żywcem spalić, gdy nie są mu potrzebne, a uważa je za intruzów. Skala problemu jest ogromna – pisze na stronie bocian.org.pl Przemysław Kurdej.
Tych może już nie być
Obecnie do najbardziej zagrożonych wyginięciem w Polsce gatunków ptaków należy: czapla biała, łabędź krzykliwy, podgorzałka, hełmiatka, rybołów, gadożer, orlik grubodzioby, orzeł przedni, sokół wędrowny, mewa czarnogłowa, mewa mała, batalion, łęczak, brodziec pławny, szablodziób, szczudłak, ostrygojad, uszatka błotna, żołna, kraska, pomurnik, pliszka cytrynowa i wójcik. ag
Źródło: „Polityka” nr 44, „Rzadkie i zagrożone gatunki ptaków w Polsce“ Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska Departament Ocen Oddziaływania na Środowisko, bocian.org.pl
Fot. Kadr z filmu „Seksmisja“ w reżyserii Juliusza Machulskiego