Panie Przewodniczący, wzywał Pan rolników do ogólnoeuropejskiego protestu w "jednym dniu o jednej godzinie". Copa-Cogeca zorganizowała taki protest w Brukseli, w poniedziałek 9 grudnia br. Wydaje się jednak, że na proteście było niewiele osób...
Nie było, bo to było ustalone "na szybko" i był to protest przygotowawczy. Poza tym mamy okres świąteczny, co też wpłynęło na frekwencję. Ale szykujemy się na konkretny protest w Polsce – ustalimy to na pewno do 15 stycznia, tylko musimy to zrobić ze szczegółami, żeby wszystko było zgodnie z prawem i żebyśmy nie płacili kar, jak ostatnio. Nie chcemy, żeby było tak, że rolnik dostanie mandat i później już nie pojedzie, bo nie chce pakować się w kłopoty, albo po prostu nie ma już pieniędzy.
A może jest tak – tylko proszę o szczerą odpowiedź - że rolnicy stracili już wiarę w skuteczność protestów?
Może trochę tak, ale proszę pamiętać, że taki protest to są koszty - ciągnik spala przeciętnie 10-15 l na godzinę. Trzeba nim dojechać, później jeździć - to są tysiące złotych. Te pieniądze poszły w dużej mierze w powietrze.
Choć jakieś efekty są - w końcu minister Siekierski mając za sobą rolników może sprzeciwić się skuteczniej pewnym rozwiązaniom, jak choćby umowie z Mercosur. Teraz zbliża się prezydencja Polski i też trzeba pomagać ministrowi, bo wiadomo, bez polityki niczego się nie załatwi. Dlatego też organizujemy spotkania z posłami i senatorami, żeby budować to poparcie dla naszych postulatów.
Inna rzecz, że umowa z Mercosurem ma podobno 300 stron, a nikt nie wie, co w niej jest. Nawet rządy państw nie wiedzą, tylko Komisja Europejska. Czekamy na upublicznienie tej umowy, żeby zobaczyć, co dotyczy rolnictwa. 18 grudnia będzie Komisja Rolnictwa na temat Mercosuru, mamy nadzieję, że dowiemy się szczegółów.
Ale na pewno zrobimy protest i to będzie konkretny protest, w jednym dniu o jednej godzinie, żeby było konkretne uderzenie, a nie żeby się wykrwawiać lokalnie.
Polscy rolnicy protestują bardzo grzecznie: wsiądą w traktory, pojeżdą. A Francuzi po prostu zabetonowali wejścia do biur polityków...
Słusznie pan mówi, ale związki francuskie stać na to, żeby zapłacić za straty, które wyrządzili. Wie pan, jak się obornik wywali na rondo, to później trzeba zapłacić za uprzątnięcie i odkażenie ronda – to wychodzi ok. 16 tys. zł. Za straty podczas protestu w Warszawie zapłaciliśmy ponad 100 tys. zł. A żyjemy ze składek - co to jest, 50 zł na rok... Niektórzy rolnicy muszą sami płacić.
Chociaż u nas i tak jeszcze jest wolność - w Brukseli podczas strajku w maju, gdy wyszliśmy z wyznaczonej przez policję strefy na placu Schumana, to policja belgijska nas obstawiła, zdarli z nas kamizelki, ledwo się uratowaliśmy przed mandatami po 100 euro. U nas policja czasem interweniuje, ale to dlatego, że na każdym proteście pojawiają się nie wiadomo skąd prowokatorzy – to na pewno nie są związkowcy, bo my protestujemy pokojowo.
U nas zresztą za śp. Leppera też inaczej było, ale czasy były inne, nie było takich kar. Przy okazji warto przypomnieć, że śp. przewodniczący Lepper nie zgadzał się na taką umowę z Unią Europejską, jaką ówczesne władze podpisały, mówił, że jest niekorzystna ekonomicznie i podarł umowę akcesyjną na mównicy w Sejmie.
Gdyby 1 200 000 rolników zrzuciło się po 50 zł to byłaby spora suma na protesty...
Ma pan rację, tylko że u nas jest kilkaset różnych organizacji rolniczych, stowarzyszenia producentów takich, owakich, w każdym powiecie inne.
Zobaczymy, jaka będzie sytuacja – teraz mamy nóż przy gardle, a jeśli się okaże, że mamy nóż na gardle, to będziemy się bronić tak, żeby się uratować. Użyjemy wtedy wszystkich środków, chroniąc jednak rolników przed konsekwencjami.
Panie przewodniczący, Komisja Europejska prze do wdrożenia umowy z Mercosur, tak samo jak do Zielonego Ładu. Rolnicy mają zostać uspokojeni rekompensatami za straty. Chcecie być ciągle "na garnuszku" Unii?
To jest dla nas upokorzenie. My nie chcemy jałmużny, my chcemy normalnie zarabiać dzięki swojej pracy. Ale to jest celowa robota, żeby skłócić naród, bo wtedy łatwiej rządzić, i żeby powoli przyzwyczajać nas do uzależnienia. A za 5-6 lat, gdy już będzie wszystko zniszczone, całe rolnictwo, bo przecież do tego dąży Unia Europejska, te dopłaty nam się odbierze.
Druga rzecz, że te rekompensaty to kłamstwo - bo skąd niby Unia ma te pieniądze, które nam daje? Z naszych kieszeni, z polskiego budżetu. Przecież Krajowy Plan Odbudowy to są pożyczki, które jeszcze nasze wnuki będą spłacać - o ile w ogóle się uda to spłacić. A ludziom w mieście się wydaje, że my, rolnicy, dostajemy darmo, że Polacy dostają darmo. Nie ma nic za darmo.
Czarne chmury nadciągają - co będzie dalej z rolnictwem w Unii Europejskiej?
Słusznie pan powiedział - nadciągają czarne chmury. Nie widać żadnej perspektywy poprawy, żadnych szans. Nie wiadomo, co się wydarzy, ludzie różnie mówią, niektórzy chcą, żebyśmy wyszli z Unii.
ój ojciec, który ma już 95 lat, mówi: Synu, Niemcy odzyskują swoją potęgę. Hitlerowcy, którzy uciekli do Argentyny po II wojnie światowej, wzięli ze sobą ogromne pieniądze - dziś te pieniądze, jeszcze większe, mają ich wnuki. A teraz Niemcy z Europy i Niemcy z Argentyny będą ze sobą handlować.
Nie mamy wolności - jesteśmy pod rządami Unii, cokolwiek chcemy zrobić, musimy uzgodnić z Brukselą. Zabiera nam się nasze obyczaje, naszą kulturę, daje się ochłapy w garnuszku. My jesteśmy Polakami i musimy obronić naszą Ojczyznę.
Dziękuję za rozmowę