
Pytanie tylko, czy warkot silnika i odgłosy pracy w polu są „wybrykiem”? Praca na roli to ciężkie zadania, które nierzadko trzeba rozpocząć i zakończyć w określonym czasie. Nie można ich odłożyć na później. Nikt przecież nie pracuje w nocy, bo taki ma „wybryk”. Niestety niesnaski na tym tle pomiędzy rolnikami a „nierolnikami”, pojawiają się coraz częściej w całej Polsce. W wyjątkowy sposób zareagował na ten problem prezes Dolnośląskiej Izby Rolniczej - Leszek Grala, który postanowił na Dolnym Śląsku przeprowadzić akcję informacyjną w obronie ciężko pracujących rolników.
Oczywiście problem nie wziął się znikąd, nawarstwiał się od dawna. Rolnicy w pewnym momencie po prostu powiedzieli „dość” i zaczęli szukać pomocy. - Do prowadzonego na terenie całego województwa Biura Porad Prawnych i Interwencji, którym kieruje mecenas Łukasz Opaliński zaczęli się zgłaszać coraz liczniej rolnicy, którzy znaleźli się w potrzasku w związku z naciskami sąsiadów na uciążliwość prowadzonej przez nich produkcji rolniczej. Jak na ironię rzadziej bronili się w związku z uciążliwą hodowlą, ale często były to wręcz śmieszne powody: piejący rano kogut, pszczoły latające w okresie kwitnienia rzepaku czy wręcz „śmierdzący rzepak” w okresie kwitnienia – wyjaśnił mi w rozmowie prezes Dolnośląskiej Izby Rolniczej.

Jednocześnie wspomniał o głośnej swego czasu sprawie dotyczącej tego, że w powiecie górowskim, dwaj bracia kupili starą popegeerowska oborę z myślą o adaptacji jej na tucz trzody. - Zablokowali to okoliczni mieszkańcy, gdy młodzi rolnicy chcieli zmienić profil produkcji na hodowle bydła mięsnego opór wcale nie ustąpił. Lokalni samorządowcy stają po stronie mieszkańców, bo za kilka miesięcy wybory i każdy głos się liczy – dodał. – Nasza akcja ma pokazać, że wieś to przede wszystkim miejsce pracy rolnika. To on i jego gospodarstwo było tu od wieków, było pierwsze i każdy nowy mieszkaniec powinien to zaakceptować. Chcemy uzmysłowić jadącym za kombajnem lub ciągnikiem kierowcom, że Ci ludzie są w pracy, często po kilkanaście godzin…
Słusznie pan Grala zauważył: Uważam, że nikt tego za nas nie zrobi, trzeba ludziom tłumaczyć i wyjaśniać, a w niektórych przypadkach wręcz wymuszać, bo mamy na przykład przypadki, gdzie w gminach na drogach transportu rolniczego wybudowanych ze środków celowych, bardzo często FOGR (Fundusz Ochrony Gruntów Rolnych) na poprawę infrastruktury stawia się znaki zakazujące wjazdu powyżej 3 czy nawet 5 ton. A przecież dzisiaj ciągniki przekraczają ten ciężar. Okazuje się, że jakiś lokalny działacz upatrzył sobie drogę na jazdę rowerem…
Grala dodał: „nasza akcja ma na celu też zwracanie uwagi przy tworzeniu lokalnych planów zagospodarowania przestrzennego, żeby elementy produkcyjne uwzględniać i pozwolić ludziom pracować na wsiach. Jesteśmy samorządem rolniczym i naszym obowiązkiem jest bronienie rolników, ale w szczególności prowadzenie edukacji. Być może większość uświadomi sobie, że tak musi być. I aby na stole było masło, pachnący chlebek i inne przysmaki musi być niekiedy kurz, nie uniknie się błota zapachu obornika i innych dla nas powszechnych zjawisk, a dla naszych współmieszkańców – anomalii. U nas na Dolnym Śląsku produkcja zwierzęca jest szczątkowa i moim marzeniem jest jej przywrócenie, bo dla mnie nie ma piękniejszego widoku, jak pasące się na wzgórzach Karkonoszy zwierzęta i przyjemniejszego zapachu jak zapach siana, zboża a nawet obornika…”
No właśnie. Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Szkoda, że nie wszyscy to rozumieją. ag