NIK wziął pod lupę działalność systemu doradztwa rolniczego w Polsce w latach 2016-2018. Wnioski nie są optymistyczne. Okazuje się, że przez niskie pensje z ośrodków doradztwa rolniczego odeszło kilkuset doradców. I trudno im się dziwić, skoro w 2018 r. zarabiali średnio od 3128 zł brutto w Podkarpackim ODR (ok. 800 zł mniej niż wynosiła przeciętna płaca w tym województwie) do 3867 zł brutto w Śląskim ODR (ok. 650 zł mniej niż średnio w województwie).
- Niestety, ten problem niedofinansowania doradztwa rolniczego w Polsce jest ogromny. Innym grupom resort rolnictwa zapewnia podwyżki, nam nie – mówi w rozmowie z nami Jacek Wójcik z Lubelskiego ODR w Końskowoli.
Dlatego w latach 2016-2018 z Lubelskiego ODR odeszło 99 pracowników, a na ich miejsce przyjęto tylko 60.
Jacek Wójcik z Lubelskiego ODR w Końskowoli
Doradzanie bez pełnej wiedzy o potrzebach
Z kolei ci, którzy zostali w ODR-ach, doradzają bez pełnej wiedzy o faktycznych potrzebach rolników.
- WODR-y nie oferowały usług adekwatnych dla poszczególnych grup beneficjentów, nie dysponowały także danymi potencjalnych odbiorców swoich ofert. Jedynymi narzędziami, jakimi się posługiwały w tym zakresie były wywiady przeprowadzane w trakcie bezpośrednich kontaktów z rolnikami oraz badania ankietowe zorganizowane przez pięć z 6 kontrolowanych ośrodków. Pytania w nich zawarte kierowano jednak do mniej niż 1 proc. osób, które mogły być zainteresowane usługami doradczymi – wskazuje w raporcie NIK.
Rolnicy wolą zapłacić
Zdaniem NIK, MRiRW nie kontrolowało jakości i przydatności udzielanych usług doradczych.
Może dlatego rolnicy coraz rzadziej korzystają z usług ODR-ów. W 2018 po poradę np. do Lubelskiego ODR zwróciło się 56 proc. gospodarstw, ale do Zachodniopomorskiego już tylko 22 proc.
Jednocześnie, jak wynika z badań NIK, rolnicy wolą zapłacić za doradztwo, ale mieć je na wysokim poziomie. Aż 70 proc. ankietowanych przyznało, że korzysta z pomocy oferowanej przez prywatne firmy doradcze. Największe zainteresowanie takimi usługami jest w województwie zachodniopomorskim. Jest tam wielu rolników, prowadzących duże specjalistyczne gospodarstwa rolne (powyżej 50 ha), którym publiczne doradztwo rolnicze nie zapewnia wystarczającego zakresu usług i nie jest konkurencyjne wobec doradztwa prywatnego.
Zdaniem Jacka Wójcika, by odwrócić ten trend, powinno zostać wzmocnione doradztwo technologiczne, by faktycznie pomóc rolnikowi.
- Poza tym powinniśmy rozwijać doradztwo online, a więc webinaria czy e-szkolenia - ocenia Wójcik.
Ale zaznacza, że do tego potrzeba i pieniędzy, i specjalistów. Jego zdaniem należy w jeszcze większym stopniu korzystać także z innowacyjnych technologii.
- Dlatego LODR uruchamia projekt LODRON, który ma poprawić wykorzystanie potencjału produkcyjnego pastwisk. Chodzi o to, że dzięki prowadzonemu monitoringowi za pomocą drona będziemy mogli np. określić ilość dostępnej paszy czy oszacować dynamikę przyrostu masy roślinnej. To pozwoli precyzyjniej zarządzać stadem, ułatwi planowanie produkcji i uzyskanie dobrej jakości paszy. Będą też inne projekty dotyczące m.in. prognozy pogody czy presji ze strony agrofagów – mówi Wójcik.
Ale dodaje, że tu też potrzebni są fachowcy.
W tyle za technologią
A więc problem ODR-ów leży także w braku specjalistów z zakresu nowoczesnych technologii. Zdaniem NIK, współpraca sektora badawczo - rozwojowego z jednostkami doradztwa sprowadzała się do udziału pracowników naukowych w konferencjach, szkoleniach, pokazach, a także zagranicznych wyjazdach studyjnych organizowanych przez te jednostki. Efekty współpracy nie były weryfikowane i miały charakter czysto teoretyczny.
- Tymczasem dotacje w ramach Krajowej Sieci Obszarów Wiejskich przeznaczone na innowacje w rolnictwie i na obszarach wiejskich wyniosły w 2016 r. - 9,8 mln zł, w 2017 r. - 6,6 mln zł, a w 2018 r. - 7,2 mln zł – wylicza NIK.
System doradztwa rolniczego w Polsce tworzą: Centrum Doradztwa Rolniczego w Brwinowie (CDR), 16 wojewódzkich ośrodków (WODR), izby rolnicze oraz prywatne firmy doradcze mające akredytację Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
ksz