Trwa protest podlaskich rolników przed Urzędem Wojewódzkim w Białymstoku. 40 działaczy AgroUnii z tamtego terenu dziś rano wysypało przed siedzibą wojewody obornik. Przywieźli też ziemniaki, jajka i wypchanego dzika. Chcą w ten zwrócić uwagę na trudną sytuację w wielu branżach rolnych.
- Protestujemy, bo ceny skupu ceny trzody chlewnej, drobiu i ziemniaków są skandalicznie niskie. Brakuje też rynków zbytu. To dramat, że my nie mamy gdzie sprzedać swoich produktów – mówi w rozmowie z nami Dariusz Ciochanowski, koordynator AgroUnii na Podlasiu.
Atmosfera wśród strajkujących jest gorąca. Trudno im się dziwić, skoro tuczniki sprzedają po 3,50 - 4 zł, ziemniaki po 15 - 20 gr, a drób po 1,70 - 2 zł za kg. To są ceny poniżej kosztów produkcji. Do tego dochodzą problemy wielu tamtejszych producentów trzody chlewnej, którym z uwagi na ASF wybito świnie. Dziś ich chlewnie stoją puste i niszczeją. A kredyty, które wzięli na ich wyposażenie, nadal trzeba spłacać.
- Na Podlasiu straszą puste chlewnie po wybitych przez ASF świniach. Często to były duże inwestycje. Do tej pory stoją w nich nieużywane automaty paszowe, paszociągi, mieszalnie pasz czy przenośniki. Rolnicy boją się wznawiać chów, bo jak znów wirus zaatakuje, to już chyba tylko sznur zostanie. Część z nich czeka też od wielu lat na odszkodowania od państwa, ale pieniędzy nie widać. Produkcji więc nie ma, a banki domagają się spłat kolejnych rat kredytów. Skąd na to brać? – mówi Ciochanowski.
Zwraca też uwagę, że wybijanie zdrowych świń jest olbrzymim marnotrawstwem.
- U mnie wybito 445 tuczników, u sąsiada, gdzie tylko jedno zwierzę chorowało i było w innym stadzie, zlikwidowano wszystkie świnie - łącznie 1066 sztuk – mówi Ciochanowski.
Protestujący na Podlasiu rolnicy nie rozumieją więc nagonki mediów i konsumentów na niedzielną akcje AgroUnii, podczas której na ulicę Warszawy działacze wyrzucili jajka, kapustę i martwą świnię. Ich zdaniem to nie było w żaden sposób marnowanie żywności, a jedynie pokazanie, że takich produktów w zaciszu gospodarstwa, z dala od kamer marnuje się dużo więcej. Bo po prostu nie ma jej gdzie sprzedać, więc rolnik wyrzuca ją na pole lub do rowu.
- Na półkach sklepowych królują owoce i warzywa z importu, a zakłady mięsne ściągają tuczniki z zagranicy. W związku z tym na wewnętrznym rynku brakuje miejsca na polską żywność. To jest chore. Tak samo jak chore jest wybijanie zdrowych świń. Media i konsumenci robią wielkie halo o jedną wyrzuconą przez nas świnię. To niechby zobaczyli, jak wygląda wybijanie zdrowych świń przez to, że u sąsiada jest ASF albo że jedna świnia w stadzie ma wirusa. Do takiego gospodarstwa wjeżdża policja, straż pożarna, weterynaria, ekipa do wybijania. Zwierzęta są zabijane prądem, a krew się leje wszędzie. Jakby to zobaczyła pani redaktor Agnieszka Gozdyra, przewodniczący komisji rolnictwa Robert Telus czy minister Adam Andruszkiewicz, którzy tak mocno krytykowali naszą akcję, to może zrozumieliby, że my tę świnię wyrzuciliśmy, by zaprotestować przeciwko wybijaniu zdrowych zwierząt, braku rynku zbytu i sprowadzaniu do Polski tuczników – wyjaśnia Ciochanowski.
Podlascy rolnicy domagają się też wyjaśnienia kwestii dzierżaw od Narodowego Parku Biebrzańskiego. Zwracają uwagę, że park dzierżawi łąki spółkom z całej Polski, a rolników dyskryminuje, ustalając bardzo wysokie czynsze i opłaty.
- Nas na te olbrzymie, tworzone przez park kompleksy nie stać. A chcielibyśmy móc kosić tamtejsze łąki do skarmiania zwierząt. Park specjalnie robi te kompleksy, by wyeliminować gospodarzy i kasę zbijać od dużych spółek. Przypomnę tylko, że w 2018 roku przewodniczący sejmowej komisji rolnictwa Jarosław Sachajko zwołał posiedzenie w kwestii wyłudzania dopłat w Biebrzańskim Parku Narodowym. Wtedy ówczesny minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel złożył wniosek do NIK o kontrole przetargów. Ta kontrola trwa do dziś – mówi Ciochanowski.
Do protestujących rolników wyszedł wojewoda podlaski Bohdan Paszkowski. Rozmawiał z nimi m.in. walce z ASF i niewypłaconych odszkodowaniach dla producentów wybitych świń. Rolnicy domagali się, by zadzwonił do ministrów rolnictwa, środowiska i sprawiedliwości. Paszkowski poprosił o spisanie postulatów.
- Niech pan się nie zasłania COVID-em. Wy będziecie mieli święta syte, a my? Jak żyć? – pytali wojewodę rolnicy.
Protestujący przyznali, że w każdego Sylwestera życzą sobie dobrego roku, ale to się nie sprawdza.
- Co roku jest tylko gorzej. Dramat rolników trwa. Ostatnio doszła do nas smutna informacja, że nasz 26-letni kolega, producent ziemniaków, popełnił samobójstwo. Zostawił żonę w ciąży. Takich tragedii będzie coraz więcej, jeżeli rząd nie zrobi nic z tym, by rolnikom zapewnić uczciwy zbyt – mówi Ciochanowski.
ksz, fot. Dariusz Ciochanowski