
Na początku lat 90. ubiegłego wieku przeszła na własność kołchoźników, ale ci nie mogą jej sprzedawać, tylko wydzierżawiać. Pod Lwowem taka przeciętna pokołchozowa, prywatna działka liczy 3 ha. Za 1 ha dzierżawy dzierżawca (a więc także Piotr Petruch płaci właścicielowi od 3 do 6% wartości sprzedaży zebranych z tej powierzchni zbiorów w formie czynszu w pieniądzu. Czasem zamiast pieniędzy za 1 ha dzierżawca oddaje pół tony pszenicy.
Warzywa Petruchowie sprzedają do supermarketów po cenie rynkowej w 14-dniowym systemie płatności na podstawie pisemnej umowy. Przez cały rok zatrudniają 12 pracowników.
–Specjalista (traktorzysta, mechanik) zarabia u nas do 500 dolarów miesięcznie, a prosty pracownik od 200 do 300 dolarów (nieoficjalna, bezpieczna waluta). Pensje wzrosły u nas niemal dwukrotnie, gdy nasi fachowcy rozjechali się po Polsce – mówi farmer. W jego gospodarstwie pracuje kilkuletnie zachodnie ciągniki (m.in. 230 i 160 KM plus rodzime MTZ-y). Część sprzętu pochodzi z Polski, w tym kombajn do zbioru warzyw firmy „Weremczuk”. Na targach kupił nasz rębak do gałęzi.
– Ma mi służyć do czyszczenia pokołchozowych chaszczy, które przeszkadzają mi w uprawie – deklaruje rolnik.
W jego przypadku zajęcie się rolnictwem to nie tylko osobista pasja i czysty biznes – za ZSRR był elektrykiem.
– Moich obydwu dziadków-rolników Sowieci w 1947 r., jako kułaków, wywieźli na Sybir. Wrócili dopiero w 1961 r. To także ze względu na szacunek dla nich zająłem się ziemią – mówi ze wzruszeniem Piotr Petruch.
as