Dzisiaj po raz drugi odbywa się dzień światowego sprzeciwu wobec przewozu żywych zwierząt. W protestach weźmie udział ponad 30 krajów na całym świecie, w tym Polska. Protestujący organizują marsze i happeningi m.in. w Warszawie, Poznaniu, Gdańsku, Wrocławiu, Katowicach i Łodzi.
Chociaż teoretycznie mowa jest o protestach przeciwko długodystansowemu przewozowi, to hasło tegorocznego protestu brzmi “Stop Transportowi Żywych Zwierząt”. Czyżby aktywiści domagali się całkowitego zakazu przewozu żywego inwentarza?
Żądania są realne?
Całkowity zakaz transportu żywych zwierząt jest oczywiście niemożliwy. Taki postulat przeszedłby tylko w świecie, gdzie rzeźnia stoi tuż obok budynków gospodarskich. Nawet długodystansowy zakaz transportu ma swoje ograniczenia. Co, jeśli bydło podróżuje poza Unię Europejską, np. na Bliski Wschód, w celu ubicia zwierząt w określony sposób, w tym przypadku poprzez ubój rytualny?
Mięso eksportuje się regularnie. Bywają jednak sytuacje, kiedy bardziej opłacalna jest sprzedaż żywych zwierząt (szczególnie bydła ras mięsnych, jagniąt itp.) poza granice Polski. Tamtejsze rzeźnie i pośrednicy po prostu płacą lepiej.
Działacze pro-zwierzęcych organizacji mają także inny, podstawowy zarzut: po długiej drodze zwierzęta są zabijane. Z tym już nie można dyskutować, bo taka jest kolej rzeczy, że zwierzęta hodowane są także na mięso. Spór między mięsożercami a wegetarianami prawdopodobnie nigdy się nie skończy, aczkolwiek długi przewóz w złych warunkach jest argumentem w rękach tych drugich.
Pomijając transport żywych jeszcze zwierząt, które mają trafić do rzeźni, są też inne rodzaje przewozu. Może to być zakup i transport materiału genetycznego np. w postaci wysokiej klasy rozpłodnika, matek czy młodych zwierząt. Takie zwierzęta skutecznie poprawiają poziom polskiej hodowli, a jeśli wprowadzony zostałby zakaz ich transportu np. z Francji czy Włoch do Polski, rodzimym hodowcom wiele lat zajmie dojście do takiej jakości zwierząt.
Trudno bronić przewoźników
Nie brakuje w internecie makabrycznych zdjęć zrobionych w czasie transportu żywego inwentarza. Dramatyczne, często robione z ukrycia ujęcia przedstawiają ścisk, przerażenie, ból zwierząt. O aferach z tym związanych media huczą przez kilka dni, potem milkną.
Nawet, jeśli aktywiści apelują o zwiększone kontrole i kary, nie widać efektów. Kilka lat temu mieliśmy do czynienia z aferą związaną ze skandalicznym przewozem zwierząt do Włoch. Czy od tego czasu coś się zmieniło? Do Włoch właśnie wozi się rocznie tysiące nieodsadzonych jagniąt, które w zimnie i głodzie podróżują ponad dobę. W zimnie, bo zazwyczaj tak małe jagnię grzeje się przy matce. W głodzie, bo poidła nie są często przystosowane dla tak młodych zwierząt. CIWF Polska, jedna z organizacji zajmujących się dobrostanem zwierząt, apeluje, by po 8 godzinach takiej podróży jagnięta i cielęta miały obowiązkowe 24 godziny postoju we właściwych warunkach. Jak do tej pory, bezskutecznie.
Tydzień temu złapano kierowcę bez uprawnień, który przewoził krowy w strasznych warunkach. Pięć sztuk znajdujących się w aucie to nie dużo. Jednak jak ze zgrozą stwierdzili inspektorzy ITD, jedna z nich była martwa, dwie nie dawały oznak życia, kolejna miała połamane kończyny, a ostatnia była nieprawidłowo przywiązana do ściany naczepy.
To nie jest incydent, takie rzeczy zdarzają się w Polsce częściej. Nic więc dziwnego, że społeczeństwo chce protestować. Rozwiązaniem problemu nie jest jednak zakaz transportu, a prawidłowa organizacja i przestrzeganie przepisów dotyczących przewozu.
Rola hodowców w ochronie dobrostanu zwierząt nie powinna kończyć się za drzwiami obory, chlewni czy kurnika. Nie bądźmy obojętni - rolnik może zainteresować się, w jaki sposób jego zwierzęta ruszają w swoją ostatnią trasę i zgłosić nieprawidłowości odpowiednim służbom. W ten sposób już odbędzie się pierwsza kontrola transportu, która może przyczynić się do poprawy sytuacji, a takie protesty jak dzisiejszy nie będą konieczne.
al
fot. GITD