
Sytuacja kadrowa od lat kuleje
Bartosz Woźniak zwraca uwagę, że liczba lekarzy weterynarii w terenie wciąż jest za mała. Zaznacza, że w Powiatowych Inspektoratach Weterynarii pracuje zaledwie 2000 lekarzy weterynarii w stosunku do około 5-7 tys. pracowników bez wykształcenia lekarsko-weterynaryjnego (to około 30 proc.). W granicznych inspektoratach weterynarii pracuje około 130-140 osób i około 70 lekarzy weterynarii (ok. 50 proc.). Natomiast urzędowych lekarzy weterynarii jest około 5500.
- Stanowimy największą grupę lekarsko weterynaryjną, która faktycznie może wykonywać czynności w imieniu powiatowego lekarza weterynarii, w związku z czym możemy m.in. wydawać decyzje administracyjne, co w przypadku zwalczania chorób zakaźnych będzie miało znaczenie. Podsumowując, mamy około 10 000 lekarzy na 100 tys. stad zwierząt – podaje Bartosz Woźniak.
Zaznacza, że rozmowy na temat trudnej sytuacji kadrowo-finansowej są prowadzone od 2021 roku. – Rozmowy wtedy faktycznie się rozpoczęły z urzędowymi lekarzami weterynarii, wydawało się, że jest jakaś chęć poprawy sytuacji, niestety nie wyszło. Zostało wprowadzone absolutnie nie skonsultowane z nami rozporządzenie. A niektóre z jego zapisów spowodowało obniżenie wynagrodzenia za niektóre czynności. Wskazywaliśmy również błędy w rozporządzeniu o opłatach dla podmiotów, które spowodowały problemy w funkcjonowaniu powiatowych inspektoratów weterynarii. Dokumenty niestety przetrwały do dnia dzisiejszego i na takich dokumentach funkcjonujemy. Zapisy są niejasne, do GIW wciąż wpływają pytania w celu interpretacji poszczególnych pozycji – dodaje lek. weterynarii. Podkreśla, że większość stawek wynagrodzenia dla urzędowego lekarza weterynarii jest niezmienna od 2011 r.
- Opłaty za czynności nie zmieniły się praktycznie wcale od 2004 r., co podkreślaliśmy podczas kolejnego ze spotkań we wrześniu zeszłego roku z Dyrektorem Departamentu Bezpieczeństwa Żywności i Weterynarii – Wojciechem Wojtyrą. Praca urzędowych lekarzy weterynarii to zazwyczaj dyspozycyjność 24h dla podmiotów i rolników, a za dyspozycyjność nie otrzymujemy wynagrodzenia. Praca wymagająca, obciążająca, nie jest to praca zza biurka, a pieniądze w dobie obecnej inflacji mało atrakcyjne. Skutek mamy jeden: starzejąca się kadra urzędowych lekarzy weterynarii, a absolwentów brak. O wszystkich tych problemach ministerstwo zostało poinformowane. Braki kadrowe są coraz większe. Musimy reagować. Niestety ministerstwo nie wsłuchuje się w ten głos i problem nadal pozostaje nierozwiązany. W dobie szalejących chorób zakaźnych, należy podkreślić - nie ma zwalczania chorób zakaźnych zwierząt bez lekarzy weterynarii – mówi Bartosz Woźniak.
Choroby zakaźne pokazują coraz większe luki
Oprócz ASF, Grypy ptaków, wścieklizny i Blue Tongue mierzymy się z dwiema chorobami zakaźnymi – rzekomym pomorem drobiu (ND) i pryszczycą, które pojawiły się po kilkudziesięciu latach. Lekarze weterynarii mają wiele pytań z tym związanych.
- Chciałbym, żeby środowiska naukowe wraz z Inspekcją Weterynaryjną wydały wskazania i instrukcje. Nasza współpraca jest jedyną słuszną drogą. Rzekomy pomór drobiu już nie jest takim samym Newcastle, który widzieli lekarze parędziesiąt lat temu. Nie ma on aż tak specyficznych objawów, które jasno wskazują na ND, opieramy się na testach laboratoryjnych. Pytanie, jak wygląda obecnie sytuacja z pryszczycą? Takiej wiedzy na chwilę obecną nam brakuje. Mam nadzieję, że bardzo szybko ją uzyskamy, bo to będzie później ułatwiało odnajdowanie ewentualnych zagrożeń w terenie. Czekam na to ze strony Głównego Lekarza Weterynarii i również ze środowiska naukowego – mówił w rozmowie z naszą Redakcją Bartosz Woźniak.
Drugą ważną kwestią, na którą zwrócił uwagę lek. wet. to sposób roznoszenia się chorób i w jaki sposób możemy ewentualnie temu przeciwdziałać. Pryszczyca może się przenosić poprzez przemieszczanie zwierząt, dlatego należałoby ściśle określać drogę przemieszczania w ciągu 12-14 dni inkubacji od wybuchu ogniska. W tym przypadku wskazał na problem, który często pojawia się kiedy nie ma paszportów dla bydła. To problem także lekarzy weterynarii w ubojniach. Należy rozważyć wprowadzenie świadectw zdrowia na przemieszczenie bydła jak to ma miejsce w przypadku świń lub inne rozwiązania uszczelniające system.
Ubój w ognisku i utylizacja odpadów
Lek. weterynarii zwrócił uwagę na to, że ubój bydła w ognisku może być problematyczny, ponieważ budynki zwykle są częściowo otwarte, a niektóre stada utrzymywane są na pastwiskach.
- Jeżeli nie będziemy mieli postanowień w formie dokumentów, rozporządzeń, a może nawet specustaw w danych sytuacjach, będzie nam bardzo ciężko się poruszać. O ile w przypadku drobiu łatwo teoretycznie jest zagazować kurnik i uśmiercić zwierzęta w ognisku, o tyle w przypadku pryszczycy mamy kłopot. Zagazowanie zwierząt w oborach według mnie w większości nie będzie możliwe do zrealizowania. Musimy wiedzieć, jaki jest planowany sposób uśmiercania – mówi lek. wet. Woźniak i dodaje, że nie ma ogólnodostępnej wiedzy, jak w takim wypadku postępować. W rzeźni zwierzęta powinny być przed uśmierceniem ogłuszone a następnie wykrwawione.
- Nie możemy sobie pozwolić na wykrwawienie tych zwierząt, tylko musimy spowodować ogłuszenie z uśmierceniem. Jak to wykonać organizacyjnie? Nie mamy skonstruowanych przepisów, które by pozwalały nam na przykład na użycie broni palnej przy współpracy myśliwych. Tutaj robię ukłon w kierunku MRiRW i możemy jedynie prosić o jak najszybszą reakcję, wskazanie sposobu uśmiercania, który zapewni nam bezpieczeństwo – wyjaśnia lek. weterynarii.
Kolejną kwestię, którą podniósł lek. weterynarii to informacje na temat odległości zakładów utylizacyjnych od ognisk choroby oraz ich moce przerobowe, żeby zapewnić w pełni profesjonalny transport na jak najmniejszą odległość i szybkie tempo wygaszania ogniska. Trzeba pamiętać, że to nie jedyna choroba, z którą przyjdzie walczyć lekarzom weterynarii. Zaznaczył, że w latach 70-tych prawie w każdej gminie była mała rzeźnia, w tej chwili są jedynie ogromne zakłady rozsiane po całej Polsce.
- Na poziomie wojskowym funkcjonują takie formy ubojni terenowych, mobilnych, ale jest ich 8 czy 9. Nie mamy takiej wiedzy, kiedy był robiony przegląd i czy one są w stanie funkcjonować. To też w jakiś sposób by ułatwiło ubój na miejscu – dodaje.
Bezpieczeństwo żywnościowe kraju zagrożone?
- Oczekujemy również, aby przepisy były dostosowane do sytuacji. Nikt w Europie nie był przygotowany na powrót chorób po kilkudziesięciu latach. Próbowaliśmy zwracać uwagę na takie sformułowanie, jak bezpieczeństwo żywnościowe kraju. Według mojej oceny stoi na równi ze składowymi takimi jak bezpieczeństwo energetyczne, produkcja broni, wojsko czy medycyna. Myślę, że bezpieczeństwo żywnościowe kraju będzie miało bardzo duże znaczenie, biorąc pod uwagę, jak ważną część PKB stanowi produkcja spożywcza. Myślę, że nie tylko ministerstwo rolnictwa powinno się silnie zaangażować w te działania, ale również inne resorty, ponieważ należy zwrócić uwagę, z jak poważnym problemem będziemy się mierzyć – zaznacza lek. weterynarii.
Zwrócił uwagę, że ogniska na Słowacji są oddalone od siebie o kilkadziesiąt kilometrów, i uważa, że ogólne zasady, które są przyjmowane przy zwalczaniu chorób zakaźnych, tworzenia obszarów buforowych wokół ogniska 10 i 15 km mogą się okazać zupełnie nieodpowiadające sytuacji.
Odbudowa hodowli bydła
Lek. wet. zwrócił uwagę, że w przypadku hodowli drobiu czy świń odbudowa pogłowia świń zajmuje mniej czasu niż w hodowli bydła. To są często lata pracy hodowlanej. Gdy przychodzi choroba zwalczana z urzędu, ubój i utylizacja, zwracane jest jedynie odszkodowanie za wartość rynkową zwierzęcia. W pracę hodowlaną wkłada się mnóstwo środków finansowych, to inwestycje wieloletnie.
Pytanie też w jaki sposób będzie oceniana bioasekuracja w hodowlach bydła. W przypadku ASF i grypy ptaków, każde uchybienie może spowodować brak odszkodowania. Jak będzie w przypadku bydła, które w wielu gospodarstwach jest utrzymywane zgodnie z dobrostanem w częściowo otwartych budynkach, albo w chowie otwartym? Czy na to są przygotowane odpowiednie procedury?
Pytań bez odpowiedzi jest wiele. Czekamy na oficjalne informacje.