
Rolnicy z południa Polski informują, że przez mniejsze, niestrzeżone przejścia graniczne odbywa się przewóz cieląt z Rumunii i Słowacji. Jak podkreślają istnieją zorganizowane grupy handlarzy, którzy unikają kontroli poprzez wcześniejsze rozpoznanie sytuacji na granicy i przemieszczanie się przez małe punkty graniczne.
Hodowcy bydła na południu Polski obawiają się rozprzestrzenienia pryszczycy, a niestety wysokie ceny cieląt krajowych mogą skłaniać innych, nieco mniej świadomych rolników do podejmowania ryzykownych decyzji i korzystania z „dobrej” okazji. Odpowiedzialni rolnicy boją się zawleczenia pryszczycy do Polski i likwidacji hodowli, uważają, że bez produkcji mieszanej w tym regionie nie można utrzymać się z rolnictwa. Gdyby – co nie daj Boże – zawleczono pryszczycę do Polski straty będą ogromne, a pierwszymi ofiarami mogą być gospodarstwa na południu Polski położone w pobliżu przemytniczych szlaków. Nasi rozmówcy podkreślają potrzebę i wręcz alarmują, by zwiększyć kontrolę na małych przejściach granicznych.
Kontrola obywatelska przejść granicznych
Rolnicy w miniony weekend pojechali na większe i mniejsze przejścia graniczne ze Słowacją. Na większych faktycznie odbywa się kontrola i dezynfekcja, ale na małych przejściach nie ma nikogo, kto mógłby skontrolować podejrzane pojazdy do 3,5 tony. A to właśnie nimi odbywa się transport.
- Właśnie między innymi na małym przejściu w Małopolsce przejeżdżają samochody na rumuńskich tablicach rejestracyjnych. Są to zorganizowane ekipy, które przewożą cielęta w samochodach dostawczych, blaszakach i już nawet takich mniejszych autach z paką. One nie są poddawane kontroli, bo to jest samochód do 3,5 tony. Tamte przejścia graniczne nie są strzeżone, obstawione służbami. Mało tego, nawet jeśli kontrola by była, to oni jej unikną, bo na początku jedzie jedno auto osobowe – wywiad, który melduje co jest na granicy, czy mogą przejeżdżać. Jedyne co może zatrzymać ten proceder, to są służby w nieoznakowanych pojazdach ustawione przy granicy. Wtedy wpadną, bo nie będą wiedzieli, czy na granicy jest kontrola – alarmuje nas jeden z rolników z woj. śląskiego. Dodaje, że jego celem nie jest stawianie w złym świetle służb.
- Tutaj żyjemy z hodowli, to jest zajęcie na kilka, kilkanaście lat, a niejednokrotnie na pół życia czy dłużej. Nie chcemy nikomu dokuczyć, absolutnie, szczególnie tym osobom, które się angażują w zabezpieczenie granic. Tylko chcemy zwrócić uwagę, że nie wszystko zostało zabezpieczone, że są luki, które wykorzystują nieuczciwi ludzie. Chodzi nam o to, żeby zwrócić uwagę właśnie na ten proceder, który ma miejsce, bo być może służby tego nie wiedzą, może ktoś im tego nie powiedział. Chcielibyśmy, żeby na tych mniejszych przejściach też były służby, żeby zatrzymać tą drogę, tego przemytu, bo to jest po prostu przemyt – mówi hodowca bydła. Dodaje, że w ich regionie bez produkcji zwierzęcej jest bardzo trudno się utrzymać. Produkcję świń ogranicza ASF, opłacalność jest niska, a gdy przyjdzie pryszczyca, wiele gospodarstw utrzymujących bydło po prostu się podda i nigdy nie wróci do hodowli. Wielu producentów trzody, przeszło niedawno na produkcję bydła opasowego. Trzeciej zmiany gospodarze już nie przetrwają.
Opas bydła oparty na importowanych cielętach
- Jeżeli u nas zaniknie produkcja zwierzęca, to gospodarstwa po prostu zostaną zlikwidowane, bo my mamy zbyt mały areał, żeby móc żyć z upraw. Taka jest charakterystyka gospodarstw południowej Polski, że radzimy sobie tylko dlatego, że te gospodarstwa żyją z produkcji mieszanej. Jak nie będzie zwierząt, nie będzie i nas – dodaje śląski rolnik. Zaznacza, że w tym regionie opas jest oparty na cielętach importowanych ze Słowacji i Rumunii oraz w mniejszym stopniu z Węgier. Dodaje, że południe Polski to zagłębie punktów handlowych bydłem.
- To zagłębie całego handlu, stąd rozjeżdżają się transporty na cały kraj. Teraz pośrednicy stają na głowie, żeby skądś je wyczarować – ostrzega rolnik i dodaje, że to tylko kwestia czasu, kiedy wybuchnie ognisko pryszczycy w Polsce, jeżeli proceder będzie dalej miał miejsce. Ma nadzieję, że polskie przysłowie „mądry Polak po szkodzie” w tej sytuacji się nie sprawdzi.
Mało uczęszczane przejścia graniczne
- W sobotę wieczorem zrobiliśmy objazd, jeździliśmy pół nocy. Jedni koledzy ruszyli w stronę woj. lubelskiego od Hrubieszowa i sprawdzali przejścia. My w drugim kierunku. Faktycznie duże przejścia były zabezpieczone, stała Policja, albo Straż Graniczna. Natomiast w niektórych punktach kontenerowych była Staż Pożarna, a dalej Straż Graniczna. Obok większych są też te mniej uczęszczane, jest ich mnóstwo i one nie są strzeżone – mówi rolnik z Małopolski. Dodaje, że wie, że w ostatnich dniach do Polski przyjeżdża mnóstwo tanich cieląt.
- Rumuni kupują na Słowacji cielę za 20 euro (!), przewożą to niewielkimi autami dostawczymi, ciężarówkami do 3,5 tony. Najpierw jedzie auto osobowe zwiadowcze, za nim dwie minuty później dwa busy z towarem. Mijaliśmy taki konwój dwukrotnie. Takie samochody nie są w ogóle zatrzymywane. Przekraczają bocznymi drogami granicę i wjeżdżają na główne drogi – dodaje rolnik. Podkreśla, że w obecnej sytuacji handlarze zarabiają na tym kilkukrotnie, a załamanie rynku i odbioru cieląt powoduje, że za wszelką cenę chcą się ich pozbyć.
- Nie mają co zrobić z cielętami, bo są nastawieni tylko na produkcję mleka. U nas nie jest lepiej, bo łańcuch dostaw się załamał, a cielęta mocno podrożały. Ludzie, którzy chcą wstawić nowe cielęta, niestety nie mają co. Te niezbyt legalne transporty nie jadą do dużych gospodarstw, tylko tych malutkich. Nie ma w Polsce większego zagłębia i skupiska handlarzy bydła niż tutaj – mówi hodowca. Dodaje, że teraz co prawda nie ma cieląt do opasu, ale przynajmniej nie ma pryszczycy. Jeśli się pojawi, to bydła w tym regionie nie będzie już wcale. Proceder nielegalnego handlu w obliczu tak potężnego zagrożenia, to tykająca bomba. Polska nie może sobie pozwolić na takie ryzyko! Rolnicy boją sią o swoje stada i żądają lepszej ochrony, a jednocześnie solidarności odpowiedzialnych rolników.
- Nie możemy przymykać oka na to, że sąsiad kupuje i wstawia cielęta z niewiadomego źródła, bo za chwilę może się okazać, że z powodu zawleczenia choroby wszyscy pójdziemy z torbami – mówi rolnik z południa Polski – proszący o anonimowość i dodaje: - Osoby i firmy podejmujące próby przemytu powinny być od razu podawane do publicznej wiadomości, piętnowane i surowo ukarane, bo jest to wręcz gospodarczy sabotaż.
Sztab kryzysowy i reakcja premiera Tuska
W niedzielę odbyła się konferencja prasowa Czesława Siekierskiego, podczas której przedstawiono działania w woj. opolskim, małopolskim, podkarpackim oraz śląskim. Pisaliśmy o tym w artykule: Jakub Kubacki, zastępca GLW: „na okoliczność wystąpienia pryszczycy są określone plany gotowości, przygotowane procedury”
Minister Siekierski zaznaczył, że mniejsze przejścia wymagają dodatkowej kontroli oraz, że zostaną podjęte w tym celu działania.
Dzisiaj z kolei Donald Tusk, premier RP powiedział, że „Cały rząd skoncentrowany jest na pryszczycy” oraz, że wspólnie z ministrem Siekierskim, podjęli decyzję, że kontrole na granicy ze Słowacją, Czechami i z Niemcami będą wzmożone, aby transporty z regionów objętych pryszczycą nie były wpuszczane do Polski. Prewencyjnie mają być kontrolowane wszystkie transporty, które docierają do Polski. Premier podkreślił również, że rząd przygotowuje się do najgorszego scenariusza, a więc likwidacji skutków pryszczycy.
dkol