– Przyjechała ekipa ze sprzętem, wytycza drogę, już jutro będzie robiony wykop po podbudowę. Zgadzacie się obydwie na gminną inwestycję? – usłyszała w słuchawce. Stanęła jak wryta. Tak nagle, na telefon? Nie mogła uwierzyć.
300 m pod wybory
Anna i Henryk Pawelcowie prowadzą 100-hektarowe gospodarstwo w Kolonii Chmiel w gminie Jabłonna w powiecie lubelskim. Specjalizują się w produkcji roślinnej. Ona pochodzi z miejscowości X w innej gminie. Z grzeczności nie podajemy, gdzie prowadzono tę pospieszną inwestycję, bo w trakcie realizacji reportażu, w całej Polsce kampania wyborcza rozgrzana była do czerwoności, także tam. Tamtejsza pani wójt ponownie ubiega się o stanowisko, wszystko wskazuje, że wybory w tej gminie nie skończą się na I turze. Nie ingerujemy w lokalną, bieżącą politykę.Wspomniana droga ma status drogi wewnętrznej, jest nieutwardzona, ma szerokość 3 m, pełna jest zakrętów, powstałych zapewne, by ominąć błoto. Biegnie do pól, łączy się z również gruntowym traktem do innej wioski. Początek bierze od gminnej drogi publicznej z dużo wcześniej wylanym asfaltem. Siedlisko Anny Pawelec i jej siostry położone jest przy samym skrzyżowaniu.
Nazajutrz, skoro świt, Anna z siostrą są już na miejscu. Planowany szlak do wylania wytyczony jest palikami według faktycznego ujeżdżenia go przez pojazdy. Dywanik ma być wylany na długości najwyżej 300 m od drogi z asfaltem w stronę pól. Po granicy ich działki ma przebiec około 70 m.
Bez wyznaczenia granic
– W ciągu 30 lat, jak pamiętam, nastąpiły spore zmiany w przebiegu tego tzw. gościńca. Wtedy były jeszcze furmanki, a teraz ciężkie ciągniki. Jesienne błoto, zimowe roztopy – każdy mijał jak mógł – wspomina rolniczka. Nazajutrz wraz z mężem zjawia się w urzędzie gminy. Rozmawiają z urzędnikiem zajmującym się drogami i geodezją. Podkreślają, że o drogowej inwestycji nikt ich wcześniej formalnie nie poinformował, nie dostali żadnego pisma w tak bardzo poważnej sprawie, są zaskoczeni tempem decyzji.– Zgodziliście się rok temu, gdy telefonicznie pytała was o zgodę na nią sołtyska – usłyszeli od niego. Oboje niemal zdębieli, słysząc taką odpowiedź.
– Gdzie procedury, formalności, wytyczenie geodezyjne? Ja, gdy stawiam coś na swojej, bardzo szerokiej działce, z dala od sąsiadów, muszę przejść wszelkie procedury budowlane. Ganiam po urzędach z kwitami. A tutaj działka żony graniczy z drogą wewnętrzną gminy, nie wiadomo, gdzie jest formalna granica i ot taka prowizorka?! – pyta urzędnika Henryk.
Na to ten pokazuje w komputerze sporną drogę z lotu ptaka na jednym z portali geodezyjnych. Przyznaje, że przebieg drogi powstanie na podstawie zdjęć lotniczych! Oboje dębieją po raz drugi. Udają się do pani wójt. Słyszą od niej, że do tej inwestycji gmina przygotowywała się 4 lata, a oni w ostatniej chwili rzucają kłody pod tak cenne przedsięwzięcie. Rolnik przywołuje obowiązek przeprowadzenia procedury formalnej, że nie ma rozgraniczenia, należy powołać w tym celu niezależnego geodetę, bo nie ma granic.
Zgody takie dają gminie prawo do dysponowania nieruchomością na cele budowlane, jednak w żaden sposób nie regulują statusu prawnego nowej budowli. Niestety, jest to dość powszechna praktyka. Gmina buduje drogę, wszyscy z niej korzystają, a właściciel zostaje z problemem.
Drogi publiczne wyłączone są bowiem z obrotu prawnego. Osoby prywatne nie mogą ich kupować i sprzedawać. Ustawa o drogach publicznych wyraźnie stwierdza, że drogi gminne stanowią własność gminy. Gdy droga jest budowana jedynie na podstawie oświadczenia właściciela, dochodzi do sytuacji niezgodnej z prawem i problem ten prędzej czy później trzeba będzie rozwiązać. Po latach nikt już nie będzie pamiętał, jak do tego doszło. I to często właściciel zostaje zmuszony do wyjaśnienia sprawy, gdy będzie chciał sprzedać swoją działkę.
Więcej w listopadowym wydaniu "top agrar Polska"!