Było ich wielu – ponad tysiąc osób, które do stolicy miały pojechać tylko z tej jednej lokalizacji. Ale, jak sami przyznają, nie wszyscy przyjechali do Zdan, by protestować
– Są takie wioski, z których przyjechali niemal wszyscy rolnicy. Ale są i takie, z których jest 2–3 gospodarzy lub nie ma wręcz nikogo - powiedział naszemu reporterowi jeden z protestujących.
Także nastroje wśród rolników są różne. Część z nich (głównie organizatorzy) jest nastawiona bojowo, inni nie mają pewności co do tego, czy ta forma protestu jest właściwa, ale jadą, bo – jak mówią – nie mają innego wyjścia, bowiem ich gospodarstwa są na krawędzi bankructwa. Dzisiaj, podczas protestów w Warszawie, w gospodarstwach rolników będą pracować ich żony i dzieci.
– Niedawno Marek Sawicki przyjechał uroczyście otwierać moją nową oborę – mówi jeden z uczestników protestu w Zdanach. – Ciekawe, czy teraz przyjedzie ją oficjalnie zamknąć - dodaje.
Obawy rolników dotyczą także drogi do Warszawy. Rolnicy nie wiedzą, czy uda im się dojechać do stolicy ponieważ policja dzieli kolumnę 400 traktorów na mniej liczebne, przez co przejazd się wydłuża. Policja miała rozdać rolnikom specjalne naklejki na traktory, lecz rozdawła tylko białe kartki, które w zasadzie nic nie znaczą
Jak informuje nasz reporter, wzdłuż całej trasy do Warszawy rolników witają mniejsze lub większe grupki rolników, które syrenami oraz transparentami solidaryzują się z protestującymi. Między Broszkowem a Kałuszynem do kolumny dołączyło też kolejnych 20 traktorów. Tymczasem pod budynkiem ministerstwa rolnictwa już ok. godz. 11:00 zaczęły się pojawiać pierwsze grupy rolników z transparentami. bcz, beb
Fot: Beba