W kwietniu 2016 r. weszła w życie ustawa o wstrzymaniu sprzedaży nieruchomości Zasobu Własności Rolnej Skarbu Państwa oraz o zmianie niektórych ustaw. Uchwalając nowe prawo rząd Beaty Szydło argumentował, że ustawa ta jest niezbędna z uwagi na spekulację gruntami państwowymi oraz na konieczność eliminacji z obrotu gruntami tzw. słupów. Winę za taką sytuacje obarczono koalicję PO-PSL. Teraz politycy Platformy Obywatelskiej poprosili ministerstwo rolnictwa o przedstawienie danych dotyczących „słupów”. W interpelacji poselskiej posłowie: Dorota Niedziela, Leszek Korzeniowski, Leszek Ruszczyk oraz Kazimierz Plocke pytają ministra Krzysztofa Jurgiela m.in. o to gdzie, kto i ile państwowych gruntów kupił w celach spekulacyjnych oraz ile wniosków o stwierdzenie nieważności umów sprzedaży złożono do sądów.
Zaskakująca odpowiedź
W swojej odpowiedzi resort rolnictwa podtrzymuje, że zjawisko kupowania gruntów przez „słupy” miało miejsce czego najlepszym dowodem jest skokowy wzrost cen ziemi rolnej.– W 2007 r. cena 1 ha gruntów Zasobu wynosiła 9 773 zł, w 2015 r. już 29 546 zł. W ciągu 8 lat cena 1 ha wzrosła więc o ponad 200 proc. Nieruchomości te były więc coraz mniej dostępne dla rolników, którzy musieli się coraz bardziej zadłużać, aby nabyć nieruchomości rolne – napisało w odpowiedzi ministerstwo rolnictwa. Dowodem na ten proceder miały być też liczne zgłoszenia ze strony rolników i ich organizacji.
Cztery przypadki "słupów"
Ale jeżeli chodzi o konkrety, to resort rolnictwa nie jest w stanie podać zbyt wielu przykładów działania „słupów”. Z informacji przekazanych przez Biuro Kontroli i Bezpieczeństwa Informacji Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa wynika, że za czasów koalicji PO-PSL miały miejsce 4 przypadki sprzedaży gruntów Zasobu Własności Rolnej Skarbu Państwa, które posiadały znamiona nabycia w celach spekulacyjnych. Dotyczyło to następujących przypadków:- nabycie 11 nieruchomości rolnych o łącznej powierzchni 261,4246 ha przez Barbarę Z. która w 2011 i 2012 r. przystąpiła do szeregu przetargów ograniczonych organizowanych przez ANR w Szczecinie. Barbara Z. wygrała te przetargi, a następnie podpisała umowy notarialne przenoszące prawa własności tych nieruchomości;
- nabycie nieruchomości rolnej o powierzchni 188,0585 ha przez Ewelinę K. w 2012 r. w drodze przetargu organizowanego przez ANR w Szczecinie, w którym mogli brać udział wyłącznie rolnicy indywidualni zamierzający powiększyć gospodarstwo rodzinne. Okoliczności sprawy wskazują, że Ewelina K. przystąpiła do tego przetargu nie w celu powiększenia gospodarstwa rodzinnego, lecz wyłącznie w celu dalszej odsprzedaży gruntu;
- nabycie przez Romana D. w 2012 r. od ANR w Szczecinie dwóch nieruchomości w obrębie Lekowo, gmina Świdwin o łącznej powierzchni 68,1663 ha;
- nabycie w trybie pierwszeństwa w 2015 r. od ANR w Poznaniu, a następnie sprzedaż przez Panią Hannę S. oraz Panią Martę M. dwóch nieruchomości rolnych, położonych w województwie wielkopolskim o łącznej powierzchni 724,1213 ha.
Jednocześnie od listopada 2015 r. do dzisiaj Agencja Nieruchomości Rolnych, a następnie Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa złożyła dwa wnioski do sądu o stwierdzenie nieważności umowy sprzedaży. W tym samym okresie ANR skierowała cztery zawiadomienia do organów ścigania o podejrzeniu popełnienia przestępstwa w związku z zakupem/dzierżawą nieruchomości rolnych przez osoby nieuprawnione i ich uczestnictwem w przetargach ograniczonych. W trzech przypadkach organy ścigania wszczęły stosowne postępowania, w jednym przypadku odmówiono wszczęcia śledztwa.
Jak to było w 2013 r.
Przypomnijmy, że o procederze „słupów” top agrar Polska pisał niejednokrotnie. Rzeczywiście, najwięcej nieprawidłowości było w Zachodniopomorskiem.W lutym 2013 r. w reportażu przedstawialiśmy wypowiedzi rolników, którzy skarżyli się na to, że pomimo zgody pomiędzy sąsiadami, by brać ziemię z przetargów po cenie wywoławczej, „słupy” windowały stawki postąpień. Osób, określanych mianem „słupów” było więcej, niż obecnie wskazuje resort rolny.
Zdaniem rolników, których podpytywaliśmy w 2013 r., na przetargach ciągle pojawiały się te same podejrzane osoby. W rejonie Pyrzyc często pani E. i pani K., żony obcokrajowców.
Ówczesne plany sprzedażowe OT ANR w Szczecinie na np. 2013 r. miały wynieść przynajmniej 22 tys. ha, a więc tyle, ile w 2012 r. Według planów budżetowych, do budżetu państwa ANR miała w 2013 r. wpłacić 1,46 mld zł. Rolnicy zaznaczali, że chcieli kupić kilkanaście hektarów, odetchnąć finansowo, i znowu dokupić. Taka wariacka wyprzedaż ziemi jak wówczas, zmuszała ich do wydobycia pieniędzy spod ziemi. Bicie się na przetargach z podstawionymi ludźmi bolało rolników. Bolał ich zwłaszcza fakt, że „słupy” kupowały ziemię nie dla siebie, lecz dla kogoś.
Dla nich grunt to warsztat pracy, a dla „słupa” to towar, na którym się w krótkim czasie dobrze zarabia, podobno 2–3 tysiące za hektar. Inni rolnicy, tym razem spod zachodniopomorskiego Łobza mówili, że ten, kto będzie dla słupa „grzeczny” i usunie mu się z drogi w przetargu, może liczyć na jego łaskawość. „Słup” pozwoli wtedy rolnikowi kupić upragniony kawałek, nie podbijając stawki. Albo podzieli się pieniędzmi, które zaoszczędzi na gruntach, z których w przetargach usuną się rolnicy. Bo mocodawca „słupa” też woli wydać 20, a nie np. 45 tys. zł za hektar. Tylko nie wolno rozgniewać „słupa”. Wystarczy, że rozsierdzisz go, walcząc o ziemię w przetargu. „Słup” podbija cenę, ale odstępuje przed końcem, a rolnik zostaje sam z kwotą kilkakroć przebitą i musi płacić. Nic dziwnego, że gospodarze się bali.
Podstawionym człowiekiem do przetargu mógł być ktokolwiek. Dzierżawca lub jego pracownik, współudziałowiec itp.
Kłopot z „słupem” taki, że działał w zgodzie z przepisami. Oto, co pisaliśmy w top agrar Polska w nr 2/2013:
Przykład pani Z. z okolic Łobza ilustruje, jaka jest skala obrotu gruntami u „słupów”. Wspomniana osoba miała 1,93 ha, zameldowała się w wiosce w Siedlicach, złożyła oświadczenie o prowadzeniu gospodarstwa rolnego, poświadczone przez Urząd Gminy Radowo Małe.
– Wystartowała w kwietniu 2012 r. na kilkaset hektarów w działkach po około 20 ha w obrębie Rekowo, w gminie Radowo Małe. Sprawdziliśmy ją: kobieta ta rok wcześniej odkupiła od pewnej spółki na wolnym rynku 170 ha sąsiadujące z jej działeczką. Opiniowaliśmy to jako Izba i prosiliśmy ANR, by ziemię odkupiła i przejęła do zasobu na mocy ustawy o kształtowaniu ustroju rolnego. Agencja tego nie zrobiła, a szkoda, bo się okazało, że w krótkim czasie Z. przekazała całość do spółek, w których jest udziałowcem. Naliczyliśmy się, że Z. działa w 12 spółkach – mówi ówczesny dyrektor ZIR.
Wgląd do Krajowego Rejestru Sądowego potwierdza te słowa: Z. była prezesem spółki Domerol, w innej spółce Femel członkiem Zarządu (a prezesem niejaki Felix K.). Pani Z. była udziałowcem spółki Eurosystan (a prezesem Christoph Z.) albo członkiem Zarządu spółki Agromaka (tu prezesem jest Klaus H.) i tak dalej... [nazwy firm zmienione-red.]. Rok później Z. startowała w przetargu na wspomniane działki. Na wniosek Izby pierwszy przetarg na te grunty dyrektor OT ANR unieważnił, ale jakoś nie było widać zainteresowania Agencji źródłem pieniędzy „słupa” – choćby poprzez urząd skarbowy.
Nasi rozmówcy – rolnicy sugerowali dobrą współpracę ówczesnego oddziału szczecińskiego ANR ze „słupami”. Przykładem jest choćby to, że wspomniana pani Z. nie powinna startować, gdyż jej bazowy grunt, owe 1,93 ha nie był w dobrej kulturze rolnej. Stwierdziła to nawet ANR w piśmie z 22 czerwca. Było to 3 dni po pierwszym odwołanym przetargu.
Szpileczka na koniec
Śledząc zmagania rolników z Zachodniopomorskiego, nie dziwiło, że się nieźle wkurzyli na urzędników z ówczesnego OT ANR. Najbardziej znienawidzony przez rolników dotychczasowy dyrektor oddziału Adam Poniewski, zdymisjonowany od 14 stycznia 2013 r., był z punktu widzenia swych zwierzchników sprawnym urzędnikiem. Rząd bowiem traktował ANR jako instytucję zasilającą budżet państwa.Sam minister Kalemba odpisał wówczas rolnikom, że OT w Szczecinie dysponuje największym zasobem – 350 tys. ha na 1,8 mln ha w Polsce. Plan sprzedaży na 2012 r. to 22 tys. ha, na 140 tys. w kraju. Zatrzymanie sprzedaży „oznaczałoby zaprzestanie przez ANR realizacji głównego zadania Agencji, jakim jest obecnie trwałe zagospodarowanie nieruchomości zasobu, głównie poprzez sprzedaż mienia” – pisał minister.
Już w 2013 r. w top agrar Polska napisaliśmy: „Zastanawia, dlaczego państwo nie chce zachować ziemi na dzierżawy, które nie wykrwawiałyby w przetargach naszych gospodarstw? Albo przynajmniej wykorzystać to, co Agencji dała ustawa: prawo pierwokupu lub prawo odkupu.
Do czerwca 2012 r. ANR skorzystała z prawa pierwokupu i wykupu w 542 przypadkach, interweniując na rynku prywatnym zaledwie do ok. 12 tys. ha. To mało, jak na ok. 1 mln ha, jakie ANR sprzedała po wejściu w życie tej ustawy w 2003 r. Niestety, nadal liczy się jednak bardziej jednorazowa wyprzedaż i korzyść dla budżetu państwa, niż długofalowe myślenie. I tu jest pies pogrzebany. Nie ma bowiem w naszym kraju polityki rolnej z prawdziwego zdarzenia. Dopiero strajk zmusza polityków do myślenia. Dlatego bądźmy wdzięczni rolnikom, którzy zimą 2012/13 roku marzli blokując ówczesny ANR w Szczecinie. Może dzięki nim pojawi się wreszcie ziarenko logiki w bezrefleksyjnym sposobie wyprzedaży ziemi z Zasobu Skarbu Państwa. wk, pł
Wykorzystano fragmenty tekstu „Na słupa nie ma bata” autorstwa dr Piotra Łuczaka, top agrar Polska 2/2013.