Materiały wykonane z dużej wysokości pokazują doskonale skalę zniszczeń na danej plantacji. Widać wówczas to, czego nie widać z wysokości dorosłego człowieka - korytarze, ścieżki, kotłowiska, legowiska wydeptane przez dziki sarny czy też jelenie. Z takimi dowodami kołom łowieckim ciężko jest dyskutować, o czym przekonał się nasz Czytelnik Pan Bartosz z okolic Gostynia (Wielkopolska).
– Przez blisko 18 lat nigdy nie rościłem od kół łowieckich żadnych należności z tytułu szkód jakie wyrządzały zwierzęta na moich polach. Z jednej strony wcześniej nie było ich tak wiele, a z drugiej tradycje łowieckie w mojej rodzinie przekonywały mnie do przymykania oka na stosunkowo niewielkie straty – pisze nasz Czytelnik.
– Wszystko jednak ma swoje granice. Dwa lata temu na działce o powierzchni 44 ha tuż przed okresem kwitnienia, w rzepaku zadomowiło się 11 byków jelenia. Wielokrotne prośby, listy i petycje do koła łowieckiego były jak rzucanie grochem o ścianę. Dlatego kupiłem sobie drona. Gdy myśliwi zorientowali się, że mam twarde argumenty w postaci filmów i zdjęć, przestali się migać. I płacą! – dodaje Pan Bartosz.
A jakie są Wasze doświadczenia z kołami łowieckimi? Czy także w staraniach o odszkodowania korzystacie z materiałów foto i video nagranych przez drony?
Przypominamy, że cały czas trwa nasza akcja tworzenia Polskiej mapy szkód łowieckich. Dołącz do setek rolników i wypełnij formularz zgłoszenia szkód w swoich uprawach!
Fot. Banaś
StoryEditor
Szkody łowieckie z drona widać lepiej
Jak pokazuje praktyka, coraz trudniej rolnikom dogadać się z kołami łowieckimi odnośnie szacowania strat w uprawach wyrządzanych przez zwierzynę łowną. W takich sytuacjach coraz częściej rolnicy posiłkują się zdjęciami i filmami wykonanymi przez drony.