To już nasze drugie wesele, jakie zaliczamy w czasie wycieczki „top agrar Polska” do Indii. Pierwsze koło Mandawy w hotelu z łajna. Wtedy weszliśmy w trwającą już imprezę. Teraz jednak widzimy całą ceremonię. Młody pan jedzie na wozie (lub na koniu) zaprzężonym zawsze w białe konie. Przed nim orszak: wpierw generator prądu ciągnięty przez dżipa (bo trzeba w nocy wszystko dobrze ziluminować). Potem orkiestra dęta. Rżnie do ucha. Na przemian z doboszami, którzy walą w bębny, ile wlezie. Dalej w turbanach tańczą mężczyźni, potem pląsają w tradycyjnych sari – ubraniach kobiecych – panie i dziewczęta. Wszystko skrzy się od złota i tęczowych barw. Potem reszta weselników i na końcu jedzie młody pan. Zamyka orszak.
Jadą długo, zatrzymują się, idą znowu. Dochodzą do symbolicznej bramy. Tu orkiestra wycofuje się, prym wiodą dobosze. Dróżbowie i młodzież tańczą. Udają, że nie słyszą doboszy, którzy siódme poty wydobywają z instrumentów. Aż pękają im membrany, w które walą. Im lepiej podadzą rytm, wtedy mogą liczyć na bakszysz, czyli banknoty. Dróżbowie wciskają je grajkom choćby w zęby. Potem jest tradycyjne przejście przez symboliczną bramę. Pan młody jest witany, uderza kwiatową pałką w symbole bóstw, spożywa chleb, pije z czary, przechodzi po dwóch podnóżkach na czerwony dywan i zaprowadzony jest na podwyższenie-scenę. Tam czeka na małżonkę.
Ta przybywa po 1-2 godzinach na białym powozie, pchanym przez ludzi. Wchodzi na scenę, staje naprzeciw pana młodego. On nakłada jej naszyjnik kwiatów na głowę, ona daje chłopakowi drugi naszyjnik – strzelają ognie sztuczne, konfetti i… już są małżonkami. Impreza trwa do ok. 3 nad ranem. W ogrodzie na stojąco goście chodzą, jedzą, rozmawiają. Nikt nie tańczy. Po weselu pan młody zabiera żonę do swego domu i tak zaczyna się wspólne ich życie.
Niby prosta ceremonia, ale pozornie. Żenić się można tylko w obrębie kast. O chłopaka zabiegają rodzice kobiety, uruchamiają nawet sieć swatów. Rodzice nie chcą chłopaka oddać, grymaszą. To może trwać wiele lat. Warto drogo „sprzedać” chłopa, bo mężczyzna jest żywicielem rodziny. Kobieta ma zająć się domem, dziećmi, a na wsi – polem i inwentarzem. Nie ma takich praw, jak na Zachodzie. Kobieta musi wnieść wiano, czy to pieniądze, czy przedmioty użyteczne. Koszty wesela, które trwa ok. trzech dni – dwa pierwsze dni to spotkania rodziny i trzeci dzień – finałowy, pokrywa ojciec dziewczyny. Dlatego Hindusi nie są zbytnio szczęśliwi z narodzenia się córek, bo muszą zapracować na wydanie panny za mąż. Ile trzeba mieć, by wydać córkę za mąż?
To zależy od statusu społecznego. Wesela w średniej kaście wajśów (rolników, rzemieślników) kosztują od 50 tys. zł wzwyż. To, które oglądaliśmy w Jaipurze, kosztowało ok. 10 mln rupii, czyli 500 tys. zł. Przygotowanie wesela trwa długo, bo ustawia się szereg wymyślnych dekoracji, kwiatów, świec, zatrudnia tłumy osób – kucharzy, dekoratorów, operatorów. A potem tylko dwa kwiatowe naszyjniki i już na zawsze razem!
pł
Fot. Łuczak
Zapraszamy do czytania kolejnych naszych relacji – a dla zainteresowanych widokami z Indii – zdjęcia w Galerii.