Trwają rozmowy firm ubezpieczeniowych z MRiRW, by powiększyć limit dopłat do ubezpieczeń rolnych. Niedawno rząd dodał 7 mln zł do limitu na ubezpieczenia na ten rok; do systemu wróciło też część pieniędzy z ubezpieczeń, których niektóre osoby nie wykupiły na początku października.
Na razie wiadomo, że październikowa obstrukcja w niemożności ubezpieczeń upraw i zwierząt wynikała z:
- od kilku lat dopłaty z budżetu do ubezpieczeń są na poziomie 200 mln zł rocznie. Jest on dzielony głównie między PZU, Concordię Ubezpieczenia, w niewielkiej części otrzymuje go Towarzystwo Ubezpieczeń Wzajemnych TUW;
- duże wymarznięcia na początku tego roku spowodowały większe zainteresowanie rolników ubezpieczeniami na wiosnę – Concordia wiosną zatrzymała sprzedaż, by uchronić część swego limitu na jesień;
- PZU prowadził ciągłą sprzedaż wiosenną, dlatego dysponował resztką limitu na jesień br.;
- wyższa refundacja budżetowa do ubezpieczeń rolnych: 65% zamiast 50%, obowiązująca od stycznia br. i możliwość ubezpieczania od 2015 r. swych upraw z dopłatą dla dużych podmiotów, w tym spółek Skarbu Państwa oraz właścicieli sadów i upraw warzyw, szybko wyczerpywało pulę 200 mln zł do dopłat.
Na swoje ryzyko
Ci rolnicy, którzy odeszli z kwitkiem z ubezpieczalni mówią, że nie ubezpieczą swych upraw na zimę w ogóle, bo ubezpieczenia komercyjne są za drogie. Szczególnie narzekają te regiony kraju, w których jest wysoka szkodowość – tam ubezpieczalnie słono każą sobie płacić, gdyż nie uśredniają stawek dla kraju.
Kto nie ubezpieczył upraw, musi liczyć się z karą 2 euro/ha i brakiem możliwości uzyskania ewentualnej zapomogi – jeśli w 2017 r. pojawi się groźba klęski, ogłaszana przez wojewodę.
Jak się przed tym zabezpieczyć i jakie pieniądze będą od 2017 r. na ubezpieczenia – czytaj najnowszy, listopadowy numer „top agrar Polska”.
pł