Wygląda to zupełnie tak, jak ogląda się to w telewizji. Siedzący po turecku w turbanie człowiek gra na fujarce, wykonuje nią ruchy na lewo i w prawo. Z koszyka stojącego przed nim wyłania się prawdziwa kobra, rozpościera swe boczne fałdy skórne i kiwa się w takt świdrujących dźwięków. Zaklinacza węży widzieliśmy dziś na podwórcu pałacu maharadży w Jaipur (Dżaipur). Nie była to jedna atrakcja. Także wnętrza pałacu, choć nieco zakurzone i pachnące wszechobecnym w indyjskich muzeach zapachem naftaliny, przypominały o niegdysiejszej świetności tego miasta. Obok pałacu widnieje kilkusetletnie obserwatorium astronomiczne. Ufundowane przez lokalnego władcę pozwalało lepiej śledzić ruchy ciał niebieskich, przepowiadać pory roku i układać horoskopy oparte tak jak i w Polsce na 12 znakach zodiaku – w które w Indiach praktykuje się do dziś. Przyrządy astronomiczne to wielkie kamienne konstrukcje, w wyskalowanymi płytami marmuru i piaskowca. Zadziwiające, że zegary kamienne pokazują czas z dokładnością do… 2 sekund!
Obiad spożywamy w hotelu. Dominują wszechobecne w tym rejonie ziemniaki, warzywa gotowane, kurczak, jagnięcina – w sosach emanujących egzotyką. Nasi wycieczkowicze na kuchnię nie narzekają, ale już po cichu zwierzają się dr Piotrowi Łuczakowi, który w imieniu redakcji „top agrar Polska” towarzyszy wyprawie, że chętnie schrupaliby polski chleb z masłem czy zjedli golonkę z gotowaną kiszoną kapustą. Jeszcze trochę i te marzenia się spełnią! Wracamy bowiem już we wtorek 26 stycznia.
Po posiłku ruszamy dalej. Po drodze mężczyźni wyskakują z busa, by zobaczyć, jak w Indiach produkuje się… autobusy. Okazuje się bowiem, że 90% jeżdżącego po drogach taboru do przewozu ludzi i towarów, powstaje w przydomowych warsztatach! Ten, który zwiedzamy, zatrudnia kilka osób. Tną oni na kawałki elementy metalowe, spawają je, nitują blachę ocynkowaną i nasadzają na gotowe, fabryczne podwozia. Produkuje je koncern Tata, którego pojazdy są wszechobecne w Indiach. Następnie całość maluje się, wyposaża w to, co zamawia klient. Uwaga – powszechnie produkuje się autobusy 2 piętrowe, z łóżkami do spania. Te znajdują się nad głową siedzących, ale na osobnym poziomie. Zwiedzana przez nas manufaktura produkuje rocznie 4 busy. Każdy kosztuje ok. 200 tys. zł, połowa z tej kwoty to koszt podwozia.
– Co wam mamy zrobić? Volvo? Skanię? Zrobimy wszystko, korzystamy z najnowszego designu busów. Od czego bowiem jest Internet – zaręcza nas Hindus w turbanie, podkręcając wąsa.
I jak mu nie wierzyć? Busy stojące do odbioru wyglądają jak z żurnala, a kosztują pięciokrotnie taniej, niż oryginał. Nawet mają loga światowych marek. pł
Fot. Łuczak
Zapraszamy do czytania kolejnych naszych relacji – a dla zainteresowanych widokami z Indii – zdjęcia w Galerii.
Na Jedwabnym Szlaku. Przejazd do Mandawy