- W ostatnich latach można zauważyć, że na rynku pojawia się coraz więcej produktów roślinnych wykorzystujących nazwy produktów pochodzenia zwierzęcego, a w literaturze naukowej stosowana jest nazwa mięso do produktów uzyskiwanych poza hodowlami, tj. w warunkach laboratoryjnych (tzw. sztuczne mięso). Jest to często powiązane z wykorzystaniem informacji przekazywanej konsumentom, że wybieranie takich produktów redukuje emisję gazów cieplarnianych. Oczywiście to konsumenci, samodzielnie powinni weryfikować te informacje i wybierać produkty, które im odpowiadają, powinni jednak mieć prawo do rzetelnej i wiarygodnej informacji uczciwie opisującej właściwości produktów. Często jest to jednak bardzo utrudnione, a nawet niemożliwe – czytamy w uzasadnieniu.
Jasny i przejrzysty kontakt z konsumentem
Według przedstawicieli branży uporządkowanie nazw produktów roślinnych jest konieczne. Wynika to z zasad konkurencji i przejrzystości komunikacji z konsumentem.
- Niestety coraz częściej niektóre podmioty korzystające ze swobodnego przepływu towarów i usług na terenie europejskiego obszaru poprzez posługiwanie się nazwą mięso, realizują swoje ambitne strategie reklamowe i marketingowe, które w wielu przypadkach wprowadzają konsumentów w błąd, gdyż podmioty te starają się sprzedawać produkty wegańskie lub wegetariańskie jako substytuty produktów pochodzenia zwierzęcego posługując się terminem mięso lub nazwami produktów tradycyjnie wytwarzanych z mięsa lub z istotnym udziałem mięsa – wyjaśniają HodowcyRazem.
Rolnicy domagają się przeanalizowania obowiązujących przepisów dotyczących oznaczania i podawania informacji na produktach wykonanych z mięsa, aby określanie cech żywności dla konsumentów szukających produktu jakim jest mięso odzwierciedlało stan faktyczny usystematyzowany wielowiekową tradycją i praktyką wypracowaną w zakresie nazewnictwa żywności określanej jako mięso. W tym celu niezbędne jest precyzyjne wprowadzenie definicji mięsa oraz produktów powstałych z mięsa oraz ich prawna ochrona.
Nie można oszukiwać konsumentów
Co ciekawe, nawet na podstawie obecnych przepisów nazywanie pseudomięsnych produktów nazwami handlowymi sugerującymi, że w danym produkcie jest mięso jest najzwyczajniej w świecie nie zgodne z prawem i śmiało można nazwać podszywaniem się i jechaniem na wypracowanym latami wózku renomy mięsa i produktów mięsnych.
- Uczestnicy rynku, którzy w swoim własnym interesie wykorzystują nazwy charakterystyczne dla sektora produkcji zwierzęcej do określenia produktów roślinnych powinni zostać uznani za uprawiających nieuczciwe praktyki, zwłaszcza, że działania tego typu wpływają negatywnie na interesy konsumentów, innych uczestników rynku i ich konkurentów – komentują HodowcyRazem.
Najlepszym przykładem tego, że problem narasta i jest coraz bardziej widoczny jest wprowadzanie przepisów zabraniających wykorzystywanie nazw związanych z mięsem do nazewnictwa produktów roślinnych na poziomach krajowych np. we Francji, Hiszpanii czy Finlandii, gdyż ewidentnie w przepisach unijnych są luki prawne, pozwalające na takie nieuczciwe praktyki.
Roślinne alternatywy są niezdrowe i wysoko przetworzone
Rynek roślinnych alternatyw mięsa rozwija się dynamicznie, a wokół substytutów powstał szereg mitów, które postanowił obalić prof. Jean-Francois Hocquette z Francuskiego Narodowego Instytutu Rolnictwa, Żywności i Środowiska (INRA), którego wykładu miałam okazję posłuchać podczas IX Beef Forum w Warszawie kilka tygodni temu. Mówi się przede wszystkim o tym, że są ZDROWE i uratują planetę przed katastrofą ekologiczną, którą powodują zwierzęta.
Profesor podkreślił, że wytworzenie alternatywnych produktów jest droższe niż produkcja mięsa, wykorzystuje się dużo konserwantów, cukru i soli. Ponadto to produkty wysoko przetworzone, a z badań konsumenckich wynika, że są drogie i mniej smaczne. Wiele osób kupuje dany produkt tylko raz. Za to producenci nie silą się na kreowanie nowych nazw, masowo podszywając się pod renomę produktów mięsnych.
Wegeburger i nibymięso
– Wegeburger na bazie białka roślinnego, to nie jest mięso, podobnie jeśli chodzi o produkt pochodzący z hodowli komórkowej. Za pomocą tego procesu powstaje zupa z włókien mięśniowych, a przecież w mięśniu są jeszcze nerwy, żyły i tętnice. W tym procesie też brakuje dojrzewania mięsa – mówił prof. z francuskiej INRA.
Na szczęście konsumenci ostrożnie podchodzą do tego typu wynalazków. Przedstawiciele branży z Czech pokazali przykłady z rynku południowych sąsiadów, gdzie w sklepach pojawiła się wegekaczka. I nie był to żart.
dkol/HodowcyRazem
Fot. Envato Elements (burger buraczany...)