StoryEditor

Wilk – krwawy król Bieszczad

Po objęciu wilka w końcu ub. wieku ścisłą ochroną gatunkową, jego populacja niebezpiecznie wzrosła. Załamują ręce hodowcy owiec, rozpaczają po stracie w paszczy drapieżnika właściciele psów, ludzie coraz mocniej obawiają się o swoje pociechy.
26.07.2017., 14:07h
– Wataha wysyła jednego ze swego grona, czasem dwa, żeby zajęły uwagę psom pasterskim, a kiedy te bronią stada, reszta morduje. Zdarzało się, że podczas jednego ataku zagryzionych było kilkanaście owiec, z czego tylko jedna posłużyła im za żer. Wilk to urodzony morderca – uważa Renata Kozdęba z Lutowisk w pow. bieszczadzkim.

Nasza rozmówczyni pochodzi z Podhala, stąd jej ogromna pasja do owiec. W 54-hektarowym gospodarstwie utrzymuje 90 matek rasy czarnogłówka z pochodzeniem. Uczestniczy w programie ras lokalnych zachowawczych. Jest członkiem Zarządu Regionalnego Związku Hodowców Owiec i Kóz w Nowym Targu, a jeszcze do niedawna była jego wiceprezesem.

O owczarstwie może rozmawiać godzinami, bo utrzymuje się z niego od 35 lat, ale tyleż samo może opowiadać o wilkach, z którymi batalię toczy od ponad dwóch dekad. A tak mało brakowało, by w starciu z nimi został rozszarpany jej syn.

Morderca pod ścisłą ochroną


– Kilka lat temu wataha przed północą wdarła się do koszaru, gdzie nocowały owce. Zgiełk usłyszał 18-letni wówczas syn. Ruszył sam, ale wnet zadzwonił do nas z telefonu komórkowego.
Mamo! Szybko, bo sam już nie daję rady! – usłyszałam. Zdążył na szczęście skoczyć na ciągnik, odpalić go. Było ciemno, widział tylko jarzące się pary ślepi. Gdy dobiegliśmy z mężem, widzieliśmy kilka uciekających cieni, ale w koszarze bestie nadal mordowały owce. Miałam siekierę, w emocjach ruszyłam z nią na morderców, uciekły – wspomina krwawe zajście Renata Kozdęba.

Podkreśla, że gdyby nie komórka, syn z pewnością zostałby przez nie rozszarpany. Kończy opowieść słowami, że ostatni z drapieżników, salwując się ucieczką wyrwał stalową siatkę, która wkopana była 0,5 m w ziemi. A może wataha weszła tym podkopem?

Największe masakrowanie ich stada miało miejsce w 2014 r. – zagryzionych zostało łącznie 48 owiec, rok później padły 22 sztuki, a w ub.r. już tylko 12.

– Na Słowacji i Ukrainie wolno strzelać, u nas obowiązuje całkowita ochrona gatunku. Skutek tego jest taki, że całe tamtejsze watahy wędrują do Polski, bo tu czują się bezpiecznie – uważa Kozdęba.



Oficjalnie szacuje się, że populacja wilka w Bieszczadach liczy 300 osobników, ale ona jest zdania, że jest ich przynajmniej o 100 więcej. Szkody w jej stadzie zaczęły się pod koniec lat 90. ubiegłego wieku. Wtedy właśnie – jak podkreśla – zaczęło się masakrowanie inwentarza. A przypomnijmy, że od 1995 r. gatunek ten jest pod ścisłą ochroną w części Polski, a od 1998 r. w całym kraju.    as

Więcej na ten temat w najnowszym, sierpniowym wydaniu "top agrar Polska".
Andrzej Sawa
Autor Artykułu:Andrzej Sawa
Pozostałe artykuły tego autora
Masz pytanie lub temat?Napisz do autora
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ
22. grudzień 2024 17:01