Na oglądanie Tadż Mahal „ostrzy” sobie zęby chyba każdy zagraniczny turysta, przybywający do Indii. Nic dziwnego. Idealny w swych proporcjach niby-pałac, wykonany ze śnieżnobiałego marmuru, przepięknie kontrastuje na tle błękitnego nieba. Przy zachodzie słońca obiekt promieniuje kolorami purpury, a w świetle księżyca jarzy błękitem.
Choć nie dopisała nam dzisiaj zbytnio aura, jednak z ciekawością zbliżamy się do osławionego zabytku. Wchodzimy przez jedną z trzech bram, zbliżamy się do głównego placu i bramy głównej. Wykonana jest ona z czerwonego piaskowca. Tu robimy sobie zdjęcie. Przez bramę miał prawo wejść tylko cesarz. Idziemy jego śladem. Gdy stajemy w jej świetle, przed nami otwiera się przepiękny widok, znany ze wszystkich pocztówek i filmów: biały kopulasty obiekt otoczony czterema wieżami minaretów, przed nami pas wody z tryskającymi fontannami oraz ozdobne ogrody. Owo dziwo architektury to w istocie mauzoleum dla Mumtaz Mahal, ukochanej żony Szahdżahana, cesarza z dynastii Mogołów, która zmarła przy porodzie 14-tego dziecka. Zrozpaczony król kazał wnieść obiekt, który miał uwiecznić ich miłość na wieki – i tak rzeczywiście jest. Tłumy turystów przyjeżdżają do tego miejsca, uznanego za jeden z 7 cudów świata nowożytnego, a wizerunek Tadż Mahal znany jest na całym świecie. Tyle, że kosztowało to pracę ponad 25 tys. robotników przez 22 lata. Rzekomo po zakończeniu prac, wszystkim rzemieślnikom obcięto kciuki, by nigdy nie mogli stworzyć podobnego arcydzieła.
Niestety, władca nie mógł się do końca nacieszyć rozważaniom nad grobem swej żony. Jeden z synów odsunął go od władzy, umieścił w areszcie domowym w Czerwonym Forcie, który oglądaliśmy wczoraj. Przebywał tam 5 lat, aż do śmieci i z okien oglądał Tadż Mahal.
Wszędzie masy turystów. Walczymy o kamienną ławkę, przy której robimy sobie zdjęcia. Idziemy dalej, podchodzimy do platformy, na której stoi legendarny budynek. Docieramy do niego, dotykamy ścian. Podziwiamy zdobienia: w białym marmurze inkrustowane są inne kamienie: zielony malachit, niebieski lapis-lazuli, pomarańczowy karneol. Wchodzimy do środka. W pustym marmurowym wnętrzu znajduje się nagrobek Mumtaz Mahal. Obok znajduje się nagrobek męża, który spoczął na koniec koło żony. Jego grób to jedyne miejsce nie zaprojektowane, „psujące” symetrię całego kompleksu.
Po zwiedzaniu na naszą wycieczkę czekają rowerowe riksze. Jedziemy przez wąskie zaułki miasta. Potem wskakujemy do busa, jedziemy kilkaset kilometrów bardzo dobrej jakości drogą do Delhi. O 2.00 w nocy mamy samolot do Zurichu, we wtorek o 9.00 rano lądujemy w Warszawie. Wycieczka dobiega końca. Wygląda na to, że wszyscy są z niej zadowoleni. Jadący z nami rolnicy dopytują, dokąd planowana będzie kolejna wyprawa z naszą redakcją. Powoli, niedługo o tym poinformujemy! pł, Fot. Łuczak
Zapraszamy do czytania kolejnych naszych relacji – a dla zainteresowanych widokami z Indii – zdjęcia w Galerii.
Przeczytaj jeszcze:
Na Jedwabnym Szlaku. Przejazd do Mandawy
Sam na sam ze świętymi szczurami
"top agrar Polska" na Indyjskim weselu
Fort Amber zdobyty na słoniach
Ta studnia ma ponad tysiąc lat!