StoryEditor

Wyrok więzienia za odstrzał dzika!

Rolnik-myśliwy dostał w zawieszeniu wyrok za znęcanie się nad dzikiem w trakcie polowania. Do tego precedensu przyczyniły się organizacje tzw. obrońców zwierząt – a głównie jego sąsiedzi z wioski. Myśliwi niech się mają na baczności!
19.12.2018., 14:12h
Skraj wioski Łysaków Drugi w gminie Jędrzejów, w woj. świętokrzyskim. Z trzech stron las, z czwartej pole, niedaleko dawna leśniczówka zakupiona przez małżeństwo tzw. aktywistów ochrony zwierząt – on były prezes sądu rejonowego. Ona działa w organizacjach obrony zwierząt. Działkę rolną należącą do obwodu łowieckiego miejscowego koła, dzierżawioną od nadleśnictwa, myśliwi obsiali kukurydzą – żeby dziki mniej nękały chłopskie pola. Kukurydza miała też pełnić rolę tzw. nęciska dla dzikiej zwierzyny. Leśniczówka leży niemal na odludziu i prawie graniczy z lasem. Natura w całej krasie, istny sielski raj dla skołatanych nerwową pracą zmysłów mieszczucha.
Strzał o północy
2 kwietnia 2015 r., dochodzi północ. Dwóch myśliwych z wioski wjeżdża autem na to tzw. nęcisko. Zgodnie z przepisami prowadzą nocne polowanie na dziki. Mają wpis do książki ewidencji, prowadzonej przez łowczego, zgodę na nocny odstrzał dzika na nęcisku. Widzą na nim 100-kilowego odyńca, gaszą auto. Jeden z nich przymierza w zwierza za tzw. ucho, odpala, odyniec pada. Feralnym – jak się wkrótce okazuje – strzelcem jest Adam Smorąg z tej samej wioski, myśliwy z życiowej konieczności od 2007 r. prowadzi 75-hektarowe gospodarstwo specjalizujące się w produkcji roślinnej. Wówczas siał jeszcze kukurydzę, którą bez przerwy niszczyły mu watahy dzików. Miejscowe koło liczy 30. myśliwych, z czego tylko 6. strzela dziki.

Zaledwie w kilka minut po strzale obok ustrzelonego zwierza i stojących przy nim myśliwych w świetle latarek zjawia się już wspomniane małżeństwo z leśniczówki – z gotowym już aparatem fotograficznym. Zaczęły się przepychanki, wrzaski, słowne utarczki, zarzuty, że polujący są pod wpływem alkoholu. Awantury z myśliwymi nie są dla tego małżeństwa pierwszyzną – wszczynało je już dużo wcześniej, usprawiedliwiając się obawą o własne bezpieczeństwo, zakłócaniem nocnego spokoju.
W śmiertelnej agonii
Ona pstryka zdjęcia, on żąda pozwolenia na broń, zgody łowczego na odstrzał, o północy próbuje weryfikować, czy dopełniono wszelkie łowieckie formalności. Wtedy padły odyniec nagle wierzgnął racicami w agonalnej konwulsji, gdy ona dzwoni po policję. Wykorzystują sytuację – padają z ich strony zarzuty, że zwierzę jeszcze żyje i się męczy.
– Dla uspokojenia sytuacji strzeliłem raz jeszcze. Załadowaliśmy dzika do auta i odjechaliśmy – deklaruje rolnik-myśliwy. Tej samej nocy z towarzyszem od dubeltówki udaje się do wioski obok, by wpisać do ewidencji łowczego pozyskanie zwierzyny, a potem wraca do domu.
– Wypatroszyłem go, obdarłem ze skóry, przeciąłem tuszę na pół, żeby nie zaparzyło się mięso – relacjonuje zdarzenie sprzed 3,5 roku strzelec. Nazajutrz próbki dziczyzny zawozi do lekarza weterynarii do badania na obecność włośnicy. Wystudzoną tuszę dzieli między kolegów. Jest spokój.

Cały artykuł znajdziecie w styczniowym numerze top agrar Polska od str. 36.
Zachęcamy do lektury!


Andrzej Sawa
Autor Artykułu:Andrzej Sawa
Pozostałe artykuły tego autora
Masz pytanie lub temat?Napisz do autora
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ
20. listopad 2024 12:03