Minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski we wczorajszej popołudniowej rozmowie w RMF FM zwrócił się m.in. do nauczycieli o pomoc rolnikom przy zbiorach. Pisaliśmy o tym TUTAJ.
- Wystąpiłem z apelem do Polaków, którzy pozostają bez pracy, nie mają prawa do zasiłku, czy też do młodzieży lub nauczycieli, którzy nie będą pracowali, żeby przez te kilka-kilkanaście dni popracowali u rolników - powiedział minister w RMF FM.
Słowa te oburzyły Związek Nauczycielstwa Polskiego, który domaga się przeprosin.
- Jesteśmy oburzeni skandaliczną wypowiedzią ministra rolnictwa Jana Krzysztofa Ardanowskiego, który w rozmowie z RMF FM wysłał nauczycieli na truskawki i do pracy na roli – zaznacza Sławomir Broniarz, prezes ZNP.
Broniarz zapewnia, że nauczyciele doceniają ciężką pracę rolników i osób pracujących sezonowo w rolnictwie.
- Ale od urzędnika państwowego domagamy się elementarnego poszanowania zawodu nauczyciela – wyjaśnia szef ZNP.
Dodaje, że takie pogardliwe wypowiedzi pod adresem nauczycieli podważają prestiż zawodu nauczyciela i obniżają rolę pedagogów w całym procesie kształcenia.
- Szkoda, że tej podstawowej wiedzy nie posiada osoba będąca ministrem w rządzie RP – ocenia Broniarz i domaga się przeprosin od szefa resortu rolnictwa.
Co na to nauczyciele?
A jak do tego podchodzą sami nauczyciele? Ci, co uczą na wsiach, najczęściej mają także swoje gospodarstwa. Więc latem, zamiast do szkoły, chodzą na pole. I nie jest to dla nich nic dziwnego, ani tym bardziej oburzającego.
- Tu u nas każdy ma truskawki, także i nauczyciele. Wiadomo, że w ciągu roku szkolnego doglądamy naszych plantacji popołudniami lub po prostu robią to nasi małżonkowie. Ale już w czerwcu, kiedy zbiór zaczyna się na dobre, chodzimy na pole częściej. Zazwyczaj do zbioru zatrudnialiśmy Ukraińców, więc sami nie rwaliśmy. Jednak myślę, że w tym roku, kiedy rąk do pracy brakuje, sama zakaszę rękawy i będę zbierać – wyjaśnia nam nauczycielka z jednej z podstawówek w gminie Czerwińsk nad Wisłą.
Bardziej dotknięci mogli się poczuć nauczyciele „miastowi”, choć też nie wszyscy.
- Jeśli coś mnie w tej wypowiedzi oburza, to fakt, że ministrowi rolnictwa wydaje się, że mam czas na rwanie truskawek. Uczę historii w podstawówce, przy komputerze spędzam nawet po 10 godzin dziennie. Prowadzę zajęcia on-line, sprawdzam po kilkaset prac tygodniowo, a do tego mam swoje dzieci, którym też trzeba pomóc w nauce. Więc tak naprawdę pracuję dużo więcej niż podczas normalnego trybu. Dlatego pan wybaczy, panie ministrze, ale nie mam czasu na truskawki! Nie znajdę go również na czereśnie, bo kto w tym czasie zająłby się moimi dziećmi, gdybym ja pojechała na wieś? – mówi nam nauczycielka z jednej z podwarszawskich miejscowości.
ksz, fot. ZNP