Sektor wołowiny jest jednym ze stabilniejszych w dzisiejszym rolnictwie. Jak oceniacie panowie kondycję sektora w najbliższych miesiącach?
Jerzy Wierzbicki: Polska produkcja wołowiny jest coraz lepsza. Jeszcze 3 lata temu konkurowaliśmy niską ceną. W ostatnich dwóch latach nastąpiła zmiana, mamy ceny na poziomie średniej europejskiej. W ostatnim czasie wprawdzie ceny lekko spadły, ale należy pamiętać, że takich cen jak przez ostatnie 1,5 roku – 2 lata nie mieliśmy nigdy w historii. Polscy rolnicy radzą sobie coraz lepiej. Wyraźnie wzrósł popyt na polską wołowinę. Mamy sporo nowoczesnych zakładów, które mają duży problem z obłożeniem produkcji. W skali kraju wykorzystanych jest ok. 60% mocy produkcyjnych.
Te 60% mocy produkcyjnych dotyczy większości zakładów, czy tylko największych i kluczowych?
Jesteśmy w stanie ubijać w kraju znacznie więcej. Obecnie zakłady mocno konkurują o żywiec, mają problemy z zaopatrzeniem. Rośnie zainteresowanie zakładów jakością surowca. Mamy jeszcze sporo do zrobienia, jeśli chodzi o poprawę jakości żywca, żeby była lepiej dopasowana do tego, co się lepiej sprzedaje.
Mamy porównywalne ceny z obowiązującymi na zachodzie Europy. Czy to jest impuls do rozwoju i zwiększania produkcji żywca wołowego?
Jacek Zarzecki: Polski sektor wołowiny na tle innych sektorów rolno-spożywczych w kraju od kilku lat jest najbardziej stabilny. Nie ma gwałtownych spadków cen. Rok 2022 był rokiem szalonym, bo nigdy w historii nie było tak, że ceny wzrosły rok do roku o 40%. Nagle okazało się, że Polska miała najwyższy skok cen w UE, średniorocznie plasowaliśmy się w pierwszej czwórce cen europejskich, a mimo to eksport nie spadł. Kiedyś nam zarzucano: dużo sprzedajecie, bo jesteście tani. To się zmieniło. Aby konkurować na rynkach europejskich i światowych, musimy produkować lepiej i taniej, liczyć koszty, podnosić rentowność. Rok 2022 rozbuchał nadzieje hodowców, którzy zobaczyli, że uzyskują dużo większe zyski ze swojej produkcji. Ostrzegaliśmy wtedy, żeby stonować nieco optymizm, bo taki rok zdarza się raz na 40–50 lat. Ceny nie utrzymały się i w 2023 r. były ok. 8–10% niższe niż w 2022 r. Ale nadal były wyższe o 20–30% niż w 2021 r.
Czy nastąpiła zmiana w strukturze produkcji, czy zauważamy jej wzrost?
Wzrasta liczba hodowców w naszym związku, ale pogłowie utrzymywane jest na podobnym poziomie. Dziś największym wyzwaniem jest utrzymanie produkcji i niedoprowadzenie do jej spadku. Żeby nie zmniejszyła się liczba gospodarstw utrzymujących bydło. Bez produkcji zwierzęcej, bez hodowli bydła, drobiu, czy trzody chlewnej nie będzie gdzie sprzedawać zboża paszowego. Za chwilę może to być potężny problem.
Potencjał wzrostu jest przede wszystkim w gospodarstwach do 100 szt. bydła. Dla nich jest to główne źródło utrzymania. Średniej wielkości gospodarstwo w Polsce, utrzymujące bydło, ma ok. 20 szt. Przyjęło się, że bydło mięsne jest alternatywą dla produkcji trzody chlewnej, dla produkcji mleka, może być doskonałym rozwiązaniem dla dwuzawodowców. Ale ostatnie 2 lata pokazały, że może być też świetnym źródłem utrzymania, jeżeli poprawimy jakość, a przede wszystkim opłacalność. Musimy zacząć liczyć, kalkulować i patrzeć, że czasami nie opłaca się trzymać byka do 800–900 kg, dlatego że każdy kg przyrostu powyżej 700 kg kosztuje dużo więcej. U nas jest problem z ekonomiką. Jesteśmy jedynym sektorem rolno-spożywczym w Polsce, który ma swoją strategię. Ona funkcjonuje od kilku lat. W zeszłym roku wdrożyliśmy drugi etap tej strategii do roku 2030.
Jakie elementy strategii mogą sprawić, że Polska stanie się istotnym europejskim producentem wołowiny?
Wierzbicki: Nie jesteśmy jedynym sektorem, który ma swoją strategię, ale jesteśmy jedynym sektorem realizującym strategię rozwoju w praktyce.
Zarzecki: Postawiliśmy na to, że sektor opiera się na dwóch nogach. Jedną jest przetwórstwo krajowe i sprzedaż tusz czy wyrębów, a drugą eksport żywych zwierząt.