Zdecydowany odsetek porodów (szacuje się że około 80%), nie wymaga pomocy z zewnątrz. Co więcej – często bywa tak, że człowiek zamiast pomagać wręcz szkodzi, na siłę przyspieszając akcję porodową – przebija pęcherz płodowy, zbyt szybko zakłada linki czy wycielacz. Jak znaleźć złoty środek? Interweniować tylko wtedy, gdy jest to konieczne. Zanim jednak to nastąpi, trzeba wiedzieć, kiedy można spodziewać się rozwiązania. I tu natura lubi zaskakiwać, a zapracowany hodowca chciałby dokładnie wiedzieć, kiedy powinien skupić się na przyszłej matce.
Z pomocą przychodzi technologia, oferująca całą gamę sprzętów i systemów monitorujących zbliżający się poród.
Wiele oferowanych systemów monitoringu porodu współpracuje z systemami zarządzania stadem (wnioskowanie o terminie porodu na podstawie monitoringu aktywności ruchowej i przeżuwania). Tak działają systemy w robotach Lely, wszystkich typach systemów udojowych DeLaval czy tagi Cow Watch z Alty lub czujniki uszne Smartbow firmy Zoetis. Są dostępne również inne rozwiązania – system ogonowy, oferowany przez e–stado (ten wymaga jednak programu, Acces Pointa, routera i osprzętu), czy prostszy Moocall (dystrybutorem jest firma Atorim) i dopochwowa – Medria (Agrocomplex). Jednym słowem – każdy może znaleźć coś dla siebie!
Zobacz, jak działają urządzenia, jaki jest ich koszt oraz jak oceniają je rolnicy, którzy mają już nawet kilkuletnie doświadczenia z systemem monitoringu wycieleń. W najnowszym wydaniu TB 9/2020 opisujemy wszystko w szczegółach!
StoryEditor
Poród pod kontrolą – przegląd urządzeń monitorujących wycielenie
Większość porodów nie wymaga interwencji hodowcy, ale… Życie pokazuje, że dyskretny nadzór czasem pozwala uniknąć wielu komplikacji.