Gospodarstwa rodzinne, nawet te z długoletnią tradycją, w obecnych czasach muszą się rozwijać i zwiększać skalę produkcji. Na własną rękę niejednokrotnie okazuje się to niemożliwe lub zbyt ryzykowne, więc rolnicy coraz częściej decydują się na tucz nakładczy. Paweł Barciński z Mazowsza wraz z żoną i synem od dobrych czterech lat tuczą świnie na kontrakcie.
– Dzięki kontraktacji śpimy spokojnie. Nie musimy martwić się wahaniami cen trzody na rynku – zwraca uwagę Barciński. Firma dostarcza im warchlaki, paszę, a także odpowiada za obsługę weterynaryjną. Następnie w ustalonym terminie odbiera tuczniki od rolnika. Po stronie producenta świń leży zatem jak najlepsze dbanie o stado.
Dwie chlewnie kurtynowe
Barcińscy utrzymują świnie w chlewniach kurtynowych, które są popularne w Stanach Zjednoczonych, a w Polsce dopiero zyskują zwolenników. Dwa obiekty o wymiarach wewnętrznych 50 m × 15 m i 4,5 m w szczycie dachu, mają po 950 stanowisk każdy i są zasiedlane na zmianę warchlakami o masie ciała 25 kg. W ciągu roku udaje się zrealizować trzy rzuty świń na chlewnię. Zwierzęta po skończonym tuczu, gdy osiągną średnią masę 125 kg, sprzedawane są w dwóch partiach.
– Chlewnie podzielone są na 23 kojce. W każdym obiekcie wydzielona jest także izolatka. W kojcach mieści się po 41 świń, a wprowadzone do nich warchlaki pozostają w tej grupie do końca tuczu – mówi rolnik.