W trakcie poszukiwań używanego Ursusa 1634 w oko wpadła nam wersja z szybką przekładnią 55 km/h – wspomina Tomasz Stankiewicz z Topólki. To rzadki okaz sprowadzony z Czech, który miał wzmocniony podnośnik i grubsze ramiona. Ciągnik był droższy od innych modeli o niemal 4 tys. zł, ale nie wymagał remontu.
Przy wyborze ciągnika istotnym kryterium był stan ogumienia i jego szerokość, aby ograniczyć ugniatanie roli w trakcie prac uprawowych. Drugi, wolniejszy Ursus 1634, nabyty przez Stankiewiczów pracuje głównie w transporcie i z pięcioskibowym pługiem obracalnym Kverneland. Wygodny jest też pneumatyczny fotel z możliwością półobrotu podczas orki. W kabinie Ursusa 1634 wszystko jest pod ręką.
Tomasz wylicza, że szczelność kabiny nie jest rewelacyjna, ale wejście nie budzi zastrzeżeń. Zmorą może być instalacja elektryczna, w tym przepalające się bezpieczniki. Lepsza mogłaby też być wentylacja.
Naszą ankietę NBOR wypełnił także Jakub Pawlak z Boniewa.– Mankamentem Ursusa 1634 jest wysoko umieszczony środek ciężkości, więc podczas ugniatania pryzmy trzeba uważać, aby się nie wywrócił – mówi Jakub. W transporcie traktor nie jest demonem szybkości, ze względu na wolną przekładnię. Podnośnik był dość słaby, więc trzeba było dołożyć siłowniki wspomagające. Teraz może podnieść cięższe narzędzia. Z obsługą codzienną w zasadzie nie ma problemów. Ale czyszczenie chłodnicy i filtru powietrza wymaga zdjęcia maski. W nowszych traktorach lepiej to rozwiązano.
Tomasz i Jakub to koledzy ze szkolnej ławy. Podobają się im nowoczesne maszyny, ale twierdzą, że Ursusy 1634 to ładne ciągniki i wyglądają potężnie. A któż nie lubi jechać właśnie takim traktorem? Zwłaszcza jeśli można go kupić za ponad 40 tys. zł.
oprac. jj
Fot. Józefowicz