Okazuje się, że tak, ponieważ taka sytuacja miała miejsce w listopadzie ub.r. w jednym z gospodarstw rolnych pod Mławą (woj. mazowieckie). Komornik wkroczył na teren posesji jednego z rolników i nie słuchając żadnych tłumaczeń i nie sprawdzając również tożsamości osoby, wobec której wszczął egzekucję, przystąpił do zajęcia mienia. Na lawetę, która przyjechała za komornikiem, w asyście policji załadowano 95-konny ciągnik rolniczy marki Belarus o wartości rynkowej ok. 100 tys. zł.
Na nic zdały się także tłumaczenia mieszkającego w sąsiedniej posesji prawdziwego dłużnika, będącego zarazem szwagrem i sąsiadem poszkodowanego rolnika. Mimo jego zapewnień, że zgodnie z dokumentami rejestracyjnymi to nie on jest właścicielem zajmowanego ciągnika, komornik po załadowaniu traktora na lawetę odjechał i w krótkim czasie sprzedał zajęty ciągnik za… 40 tys. zł!
Poszkodowany rolnik zwrócił się w tej sprawie do sądu, który potwierdził, że ciągnik został zabrany innej niż rzeczywisty dłużnik osobie. Sprawą niesłusznej egzekucji zajmuje się już prokuratura. A komornik zapadł się pod ziemię – nie odbiera telefonów i nie pojawia się w swojej kancelarii.
Na podstawie zaistniałej sytuacji rodzi się pytanie: czy komornikowi wolno wszystko? Z pewnością obowiązuje go działanie w granicach prawa. Sprawdzenie tożsamości osoby, wobec której wszczyna on egzekucję, jest jego podstawowym obowiązkiem. W przeciwnym razie dochodzi do tak tragicznych w skutkach zdarzeń jak to, która miało miejsce pod Mławą. bcz