
Prokuratura Europejska zajmuje się dziesiątkami spraw dotyczących wyłudzeń unijnych dopłat do pastwisk w Grecji. Proceder trwa od 2017 roku i mógł kosztować unijny budżet nawet 45 mln euro rocznie. Intryguje jednak przede wszystkim to, że najprawdopodobniej miał on charakter niemal systemowy i odbywał się za przyzwoleniem tamtejszych agencji płatniczej i resortu rolnictwa. O sprawie tej informuje serwis Politico.
Sprawdź również: Trwa wypłata dopłat za 2024 r. Do kiedy ARiMR planuje wypłacić środki?
Jak wykryto przekręt na dopłatach do pastwisk? Audytorkę szybko zwolniono
Środki unijne miały trafiać do osób, które ani nie posiadały, ani też nie dzierżawiły objętych dopłatami działek. Sprawa wyszła na jaw podczas audytu wewnętrznego w OPEKEPE (Organizacja ds. Wypłat i Kontroli Pomocy Społecznej, Poradnictwa i Gwarancji, grecka agencja płatnicza), jednak szefowa działu odpowiadającego za działania audytorskie Paraskevi Tycheropoulou po jej wykryciu została pozbawiona dostępu do danych. Mało tego – próbowano ją zwolnić dyscyplinarnie (co w końcu się udało) "z powodu niekompetencji". Ta jednak się nie poddała, udając się do "wyższej instancji" w Brukseli i tam informując o sprawie.
Nowy rejestr gruntów otworzył furtkę do oszustw
Aby zrozumieć proceder, należy cofnąć się do 2017 roku. Wprowadzona wówczas szersza definicja pastwisk m.in. w wyniku greckiego lobbingu zaczęła obejmować poza użytkami zielonymi również zarośla czy tereny zalesione, co niemal podwoiło powierzchnię kwalifikującą się do dopłat w tym kraju. Nowy rejestr gruntów, do których przysługiwały dopłaty, trafił do OPEKEPE, niedługo później do agencji zaczęły trafiać wnioski o płatności od osób zamieszkujących zupełnie inne części kraju niż widniejące w nich działki. Procedura wnioskowania była skrajnie uproszczona – nie wymagano nawet aktów własności czy umów dzierżaw, wystarczyły deklaracje.
- Ten proceder nie mógłby zostać uruchomiony bez kogoś w organizacji, kto informowałby, które działki w kraju są dostępne i dbał o to, aby nie doszło do "podwójnej rezerwacji" domniemanych właścicieli ziemi – mówi jeden z byłych pracowników OPEKEPE cytowany przez Politico.
Co ciekawe, działki, do których bezprawnie pobierano dopłaty, co roku zmieniały właścicieli. Biorąc pod uwagę skalę procederu, niemożliwe jest, aby urzędnicy nie wychwycili nieprawidłowości.
Czy greckie ministerstwo rolnictwa tuszowało sprawę wyłudzania dopłat?
Do pierwszego śledztwa w sprawie doszło w 2020 roku; wówczas na ujawnione przez Tycheropoulou nieprawidłowości zareagował ówczesny szef OPEKEPE Grigorios Varras, po czym minister rolnictwa Makis Voridis... zażądał jego rezygnacji, a wszczęte śledztwo zostało zamrożone. Rok później agencja ograniczyła kontrole, a urzędników zwolniono z obowiązku sprawdzania umów własności i dzierżaw. Kolejny szef agencji, który próbował walczyć z procederem, Evangelos Simandrakos piastujący stanowisko od 2023 roku również został zmuszony do rezygnacji przez ówczesnego ministra rolnictwa Lefterisa Avgenakisa.
Czy grecki skandal z dopłatami zaszkodzi rolnikom w UE?
Pierwsze wyroki więzienia dla fałszywych beneficjentów już padły. Jednak, jak zauważa Politico, może ona być doskonałym orężem dla przeciwników Wspólnej Polityki Rolnej, nad której kształtem w przyszłości toczy się przecież gorąca dyskusja.
Źródło: tygodnik-rolniczy.pl