Wydawało się, że ubezpieczyć warto
Do naszej Redakcji zgłosił się jeden z Czytelników i opisał swoje doświadczenia z ubezpieczeniem upraw od ryzyka suszy oraz wypłatą pomocy suszowej.
- Często mi jako rolnikowi zarzucano, że bazujemy tylko na dopłatach (pracuję na etacie więc mam częsty kontakt z ludźmi niezwiązanymi z rolnictwem), dlatego też na jesień 2022 r. postanowiłem dodatkowo ubezpieczyć swoją pszenicę na wypadek wystąpienia suszy, która w moim rejonie praktycznie jest co roku. Oczywiście zdawałem sobie sprawę z tego, że udział własny stanowi aż 20% - jednak sądziłem, że warto ponieważ - jak wcześniej napisałem - ryzyko suszy jest niemal pewne – relacjonuje jeden z naszych Czytelników. Niestety, potwierdziły się przypuszczenia rolnika, co do prawdopodobieństwa wystąpienia suszy. Wiosna i lato w okolicy były ubogie w opady, a sytuację pogarszały wysokie temperatury, szczególnie w czerwcu.
Raport IUNG – monitoring suszy
- Widząc skalę negatywnego wpływu pogody na stan plantacji mojej pszenicy byłem w miarę spokojny, gdyż byłem w posiadaniu polisy ubezpieczniowej od tego ryzyka. Po ukazaniu się odpowiedniego raportu IUNG dot. monitoringu suszy zgłosiłem szkodę do ubezpieczyciela. Pojawił się u mnie rzeczoznawca, a po paru dniach dostałem decyzję z wyliczeniem szkody. Nie zgodziłem się z nią (dla mnie była absurdalna) i postanowiłem się od niej odwołać. Po ok. miesiącu dostałem odpowiedź. Okazało się, że wcześniej wyliczona szkoda na poziomie 38 proc., tak naprawdę nie miała miejsca i zgodnie z zapisami OWU w firmie ubezpieczeniowej oraz monitoringiem suszy IUNG szkoda została ostatecznie wyliczona na poziomie 13 proc. Prawdopodobnie przy pierwszym wyliczeniu pracownik błędnie przyjął klasę gleby, na której rosła pszenica. Dodatkowo przy pierwszym wyliczeniu szkody cena pszenicy wynosiła 938 zł/t., a na polisie cena tony pszenicy była na poziomie 1500 zł/t. Musiałem to dłuższy czas "przetrawić" – dodaje rolnik.
Aplikacja suszowa – straty na poziomie 35-40 proc.
Rolnik zgłosił również prośbę o oszacowanie straty przez komisję suszową, pobrał protokół z aplikacji suszowej. Szkody w pszenicy oszacowano na poziomie 35-40 proc.
- Kolejny raz mocno się zdziwiłem. Oczywiście rozumiem, że przy pierwszym wyliczeniu mogło dojść do pomyłki (w końcu jesteśmy tylko ludźmi), ale dlaczego firma ubezpieczeniowa opiera się na monitoringu suszy przez IUNG, a później z aplikacji dostaję wyliczenie szkody na poziomie ponad 35 proc.? Od dziś rusza nabór wnioskó o przyznanie pomocy suszowej. We wniosku uczciwie muszę wpisać, że dostałem odszkodowanie, które jest na takim poziomie, że tak naprawdę zawarcie w polisie ryzyka suszy sprawiło, ze jestem stratny - także jaki jest sens ubezpieczenia? Wiem, że podpisując polisę z firmą oświadczam, że zapoznałem się z OWU, ale przy kosztach jakie poniosłem i plonie jaki uzyskałem jest to bardzo niesprawiedliwe, że nawet dla firmy ubezpieczeniowej nie liczyło się to, na jakim poziomie jest faktyczna strata, tylko bazują na IUNG w Puławach, które w aplikacji określiły stratę nawet 40 proc. – tłumaczy Czytelnik.
Jak to właściwie rozumieć?
Ja wynika z Rozporządzenia Rady Ministrów z d. 27.01.2015 r. w przypadku gdy łączna wysokość pomocy oraz pomocy otrzymanej na podstawie odrębnych przepisów wraz z odszkodowaniem z zakładu ubezpieczeń przekraczałaby kwotę pomocy, udziela się jej w wysokości stanowiącej różnicę między kwotą obliczonej pomocy suszowej, a wysokością pomocy otrzymanej na podstawie odrębnych przepisów i otrzymanych odszkodowań.
Rolnik w związku z tym otrzyma pomoc suszową, jednak pomniejszoną o kwotę odszkodowania. Jednak zdecydował się na dodatkowe ubezpieczenie swoich upraw od suszy, co obciążyło dodatkowo jego budżet, a nie przyniosło żadnych dodatkowych korzyści. Tym bardziej, że przy wyliczaniu odszkodowania nie jest brana pod uwagę cena płodów rolnych w dniu podpisania umowy, ale cena w dniu szacowania szkody.