Ten rok pod względem produkcji zbóż był rekordowy, bo razem z kukurydzą to aż 36 mln ton zbóż.
- Na pewno rynki rolne od czasów wojny i pandemii są bardzo mocno rozchwiane. Ceny na MATIF-ie nie są już tak mocnym wyznacznikiem, jak były kiedyś. Bardziej musimy się sugerować cenami w porcie odejmując od tego transport, w jakim miejscu zboże się znajduje w Polsce. Ten rok był dla nas rokiem korzystny, jeżeli chodzi o zbiory – mówił Marcin Wroński w Poznaniu, który dodał, że w polskim rolnictwie jednocześnie było dużo problemów.
- Jeżeli chodzi o import zbóż z Ukrainy, to on lekko wyhamował po tym, jak zostały utworzone korytarze humanitarne przez Morze Czarne. Na pewno największym ograniczeniem tego importu zbóż i nawet też gwarancją, że rynek polski nie zostanie zalany (to, co wieszczono jeszcze na początku wojny) ukraińskim zbożem, jest głównie nasza niedoskonałość odnośnie transportu zbóż z Ukrainy, czyli wiadomo rozstaw osi w transporcie kolejowym, transport samochodowy, do tego brak różnego rodzaju suchych portów, platform przeładunkowych – dodał Wroński. Twierdzi, że skala wymiany handlowej z Ukrainą często jest przekłamywana.
- Jeżeli spojrzymy na wzrosty importu i eksportu, to mamy większy wzrost eksportu niż wzrost importu w wolumenie zboża. Także to jest na pewno rzecz pozytywna. Informacje, które pojawiają się bardzo często są powielane niestety przez niektóre organizacje czy to związkowe, czy też niektórych fałsz od polityków, że mamy tutaj pełne silosy ukraińskiej kukurydzy. To są informacje, które służą tak naprawdę głównie podmiotom skupowym, do grania tymi cenami i zbijania cen polskich rolników. Jak patrzymy na dane, to skala ta nie jest aż tak duża, jak mogłoby się wydawać – twierdzi zastępca dyrektora generalnego KOWR.
Zobacz cały wywiad z Marcinem Wrońskim z KOWR!