StoryEditor

Czekamy na biogazowy boom

Są przepisy i finansowanie, ale wciąż polski rynek biogazu nie może nabrać rozpędu. Dlaczego w Polsce nie ma biogazowni? W jakim kierunku powinny się rozwijać średnie i duże gospodarstwa z produkcją zwierzęcą – opowiada prof. Jacek Dach z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.

04.09.2024., 08:00h

W ostatnich latach Polska dołączyła do grona liderów produkcji energii ze źródeł odnawialnych (OZE), a jej udział w krajowym miksie energetycznym przekroczył już 30%. Biogazowni mamy wciąż jak na lekarstwo, a zdecydowaną większość z instalacji OZE stanowią potężne elektrownie wiatrowe i fotowoltaiczne.  W Niemczech przed laty biogazownie wyrastały jak grzyby po deszczu. Dlaczego w Polsce nie udało się tego powtórzyć?

Niemcy są europejskim potentatem w produkcji biogazu. Spośród blisko 20 tys. biogazowni w Europie, ok. 10 tys. pracuje właśnie w Niemczech, przy czym ponad 6 tys. z ich pracuje tylko i wyłącznie na dwóch substratach: gnojowicy i kiszonce z kukurydzy. To są stare technologie nazywane betonowymi krowami. To nieprzypadkowe określenie, bo biogazownie są żywione praktycznie tak jak krowy. My natomiast obecnie staramy się unikać tego konfliktu między produkcją żywności i produkcją energii dlatego w Polsce rozwinęły się technologie, które pozwalają na produkcję biogazu z wyłączeniem kiszonki z kukurydzy. Na naszym uniwersytecie opracowaliśmy m.in. różne technologie zbioru słomy kukurydzianej, która po zakiszeniu ma większą wydajność biogazową niż typowa kiszonka z całych roślin. Mamy więc duży potencjał wykorzystania alternatywnych substratów. Generalnie nowoczesna biogazownia może się całkowicie obejść bez upraw celowych, jak kiszonka z kukurydzy, choć w regionach gdzie jest mało zwierząt a rok urodzajny, to uprawa kukurydzy na biogaz może być opłacalna.

Obawy wśród części rolników może budzić wykorzystywanie resztek pożniwnych np. z kukurydzy w produkcji biogazu. Czy ich zabranie z pola i zastąpienie pofermentem nie obniży żyzności pola?

Biogazownie są instalacjami szczelnymi, a jedyne co z nich pozyskujemy to metan. Wszystkie inne składniki istotne dla wzrostu roślin znajdzie się w pofermencie. Poferment działa jak dopalacz dla roślin, bo oprócz przefermentowanej materii organicznej (w tym przypadku słomy kukurydzianej) na pole dostarczamy też przefermentowaną gnojowicę, która jest niesamowicie wartościowym nawozem. Ponadto w naszych pracach staramy się zoptymalizować produkcję rolną, żeby nie zostawiać pola bez żadnych upraw i stosować na nich międzyplony. Zastosowanie jesienią pofermentu na międzyplon powoduje tak duży wzrost biomasy roślinnej, że możemy go znów zebrać i wykorzystać jako substrat lub przyorać jako nawóz zielony. Bardzo ważne jest natomiast, żeby nie wylewać pofermentu na nieobsiane pola, co powoduje szybsze rozpuszczanie i wymywanie cennych składników z pola.

Skoro znamy już pozytywne efekty współdziałania gospodarstwa rolnego z biogazownią, to jeszcze bardziej zastanawia ich niewielka liczba w Polsce. Czy cel 10 tysięcy działających biogazowni jest w dalszym ciągu realny?

Tak. Bariery natury administracyjnej, które na szczęście w ostatnich latach przynajmniej dla małych biogazowni zostały w dużej mierze zniesione, pozwalają skraca czas uzyskania dokumentów, niezbędnych decyzji i pozwolenia na budowę do kilku miesięcy. Problemem nadal są przyłącza do sieci, gdzie niekiedy trzeba czekać aż trzy lata, natomiast mała biogazownia do pół megawata, czyli taka jaką wybudowaliśmy w naszym zakładzie doświadczalnym w Przybrodzie wymaga uzyskania tylko trzech pozwoleń i to z urzędu gminy. W przypadku większych instalacji coraz częściej rolnicy dostają warunki przyłączenia jako biogazownia szczytowa, czyli mogąca pracować tylko w porach największego zużycia prądu lub z wyłączeniem tego czasu kiedy najbardziej intensywnie pracuje fotowoltaika. Biogazownia ma przecież możliwość zgromadzenia części gazu w kopule zbiornika. W dalszym ciągu problemem może być finansowanie, ale tu coraz częściej powstają różnego rodzaju fundusze współpracujące z rolnikami na zasadzie spółki.

Jak dużym wyzwaniem finansowym dla gospodarstwa jest biogazownia?

Duża biogazownia o mocy np. 2 MW w zależności od technologii i wyposażenia to koszt między 15 a nawet 22 miliony złotych. Miały być na to środki z KPO, jednak póki co jest to tylko ok. 150 mln zł, co wystarczy na kilka instalacji. Potrzebne są na to dodatkowe pieniądze zwłaszcza, że w kasie jest bardzo dużo środków, które nie zostaną wykorzystane, bo mamy niecałe 2,5 roku żeby je wydać. Biogazownie mogłyby powstać w tak krótkim czasie. Niemcy w ostatnim roku dofinansowania budowy biogazowni wybudowali ich aż 1410. W Polsce w te 2,5 roku, jakie pozostały do wydania funduszy z KPO, moglibyśmy uzyskać podobny rezultat.

Biogazownia to nie tylko produkcja prądu

Każda biogazownia to jest tak naprawdę elektrociepłownia, która produkuje więcej ciepła niż  energii elektrycznej. Potwierdza to przykład Przybrody, gdzie już 1/3 wsi jest w tej chwili zasilana ciepłem odpadowym z produkcji prądu. Tamtejszy agregat kogeneracyjny o mocy elektrycznej 0,5 MW oddaje kolejne 0,6 MW mocy cieplnej. Ten model powinien być rozwijany w zasadzie przy każdej biogazowni.

W Polsce mamy w tej chwili gwarancję odbioru energii elektrycznej na 15 lat, a cena zależy od wykorzystywanej technologii. W Przybrodzie na chwilę obecną mamy gwarantowaną cenę 974 zł/MWh, ale pod warunkiem że będzie wykorzystywać co najmniej 70% ciepła. Są na to sposoby, choćby bezpośrednio do ogrzewania budynków inwentarskich, np. kurników czy odchowalni prosiąt. Uwaga, jest też trigeneracja, dzięki której z ciepła możemy otrzymać chłód i zasilać w ten sposób przechowalnie warzyw czy owoców.

Mając to na względzie czy rzeczywiście jesteśmy teraz u progu boomu na biogazownie?

Jestem przekonany, że biogazownie będą się najbliższym czasie rozwijać w sposób bardzo szybki niezależnie już od czynników rządowych, bo zmusi nas do tego kwestia eliminacji węgla czy gazu w ciągu najbliższych 15 lat. W tej chwili na poziomie Unii Europejskiej zachodzi rewolucja związana z zielonym ładem. To również wielka rewolucja w rolnictwie, która wywróci produkcję zwierzęcą do góry nogami,  a to za sprawą wprowadzenia obowiązku certyfikacji produktów śladem węglowym. Wszystko w branży rolno spożywczej jest produkowane z wykorzystaniem energii elektrycznej, a w Polsce w 70% wytwarzamy ją z węgla. Produkcja jednej kilowatogodziny energii elektrycznej z węgla jest obciążona emisją nieco ponad 1 kg CO2 wyemitowanego do atmosfery, więc jeżeli mamy 70% energii z węgla a 30% z OZE, to każda kilowatogodzina ma emisyjność 0,7 kg ekwiwalentu CO2. To bardzo niekorzystny wskaźnik, szczególnie porównując się do Francji, która za zeszły rok wykazała się emisją dwutlenku węgla na  poziomie zaledwie 52 g ekwiwalentu CO2/kWh. To bardzo niski ślad węglowy, który będzie bardziej promowany przez sieci handlowe, które przestaną od nas odbierać żywność, jeśli tego nie zmienimy, a nasze rolnictwo będzie zaorane.

Jak zatem biogazownie mogą w tym pomóc?

Emisyjność prądu wyprodukowanego w biogazowni wynosi minus 162 g CO2/kWh, bo dzięki ich pracy likwidujemy emisję, która powstałaby z naszych pól, np. z pryzm obornika. Biogazownie są dziś w centrum zainteresowania przemysłu. Gościliśmy przedstawicieli zakładów papierniczych, cementowni czy koncernu samochodowego, którym zależy na ujemnej emisji. W takim modelu w połączeniu z fotowoltaiką średnia emisyjność prądu może spaść dwu a nawet trzykrotnie.

Biogazownie dostosowane do potrzeb średnich i dużych stad, a to jedno  z zagadnień, które poruszymy już 10 września podczas naszego seminarium Energia odnawialna w rolnictwie. Jeżeli prowadzisz hodowlę, nie może Cię tam zabraknąć!

Jan Beba
Autor Artykułu:Jan Bebaredaktor „top agrar Polska”, specjalista w zakresie techniki rolniczej.
Pozostałe artykuły tego autora
Masz pytanie lub temat?Napisz do autora
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ
04. wrzesień 2024 08:02