Prawie 88% Polaków deklaruje, że są katolikami. Doktryna chrześcijańska zaleca jałmużnę, np. w formie datku na rzecz osoby w potrzebie. Warto się zastanowić, czy na co dzień jesteśmy hojni, czy dobroczynność to jedno z naszych regularnie podejmowanych działań.
Felicja, emerytowana nauczycielka, prowadząca z mężem 54-ha gospodarstwo, stwierdziła, że nie daje pieniędzy żebrzącym, ale co roku przekazuje określoną kwotę na Caritas. Robi to przekazem pocztowym. Później otrzymuje od Caritasu kartkę z podziękowaniem i jest pewna, że pieniądze trafiły we właściwe ręce.
Moralny obowiązek
– Dobroczynność nie jest tylko kwestią naszego sumienia, gdyż człowiek niezależnie od wyznania powinien rozwijać naturalną potrzebę pomagania innym. Pochodzę ze wsi i wiem, jak wiele trudu potrzeba, by zapracować na utrzymanie, a później podzielić się tym, co się ma – opowiada ks. Mariusz Marciniak. – Nie chodzi o to, by dzielić się tym, co mi zbywa, trzeba faktycznie podjąć trud dawania. Ponieważ nie jest to proste, powinniśmy tego uczyć dzieci, np. w szkolnych kołach Caritas, które wznowiły swoją działalność wraz z początkiem roku szkolnego. Jeśli w szkole nie ma takiego koła warto pomyśleć o jego zorganizowaniu – zachęca kapłan. – Nie bądźmy jednak naiwni – kontynuuje. – Jeśli mam wątpliwość, czy pieniądze, które daję, zostaną właściwie wykorzystane, to nie jestem moralnie zobowiązany do udzielenia takiej pomocy, co nie zmienia faktu, że każdemu proszącemu człowiekowi należy się szacunek. Kiedy ktoś prosi o pieniądze na bilet, pytam dokąd i o której odjeżdża. Jeśli to prawda, kupuję bilet. Możemy też pomagać w inny sposób, np. oddając krew, czy zostając dawcą szpiku. Pomagając stajemy się lepszymi ludźmi – podkreśla ks. Mariusz.Impuls czy planowanie?
Zdarza się, że dobroczynność to działanie impulsywne, dokonane pod wpływem bodźca lub wyrzutu sumienia. Wtedy trudno przewidzieć jego celowość. Aby uniknąć takich dylematów, wystarczy zaplanować działanie, które wspomoże kogoś potrzebującego. By osiągnąć cel wychowawczy można zapytać dzieci, czy chciałyby wyznaczyć konkretny dobroczynny cel i ustalić z nimi plan działania. Nie trzeba decydować się na przekazywanie pieniędzy, choć to wydaje się być najprostszym sposobem. Pomyśl, może warto poświęcić trochę czasu i zaangażować się w akcję Szlachetna Paczka, która rusza co roku jesienią lub podzielić się własnymi umiejętnościami pomagając dzieciom w ramach programu Starszy Brat, Starsza Siostra.Daniel, właściciel niewielkiej firmy handlującej nawozami i opałem, wyjmuje z portfela zdjęcie dziewczynki o skórze czarnej jak heban. Wraz z żoną i dziećmi podjęli postanowienie, że co miesiąc będą przekazywać 10 dolarów, by wspomóc utrzymanie dziewczynki. Daniel wymaga od swoich dzieci, by część własnego kieszonkowego odłożyły na „adoptowaną” siostrę. W ten sposób uczy dobroczynności.
Marta, która jest rzemieślnikiem, przytacza argumenty, z którymi trudno dyskutować. Poproszona o datek pieniężny, najczęściej odmawia. Pomaga tylko osobom ze swojej społeczności, np. prowadząc darmowe warsztaty dla dzieci z patologicznych środowisk. – Wolę dać wędkę niż rybę – stwierdza Marta. – Przekazując swoją wiedzę, daję coś więcej niż banknot, daję komuś szansę na odnalezienie pasji w życiu, a przez to poprawę sytuacji. Poza tym – uważa Marta – jeśli każdy z nas wspomógłby jedną potrzebującą osobę z najbliższego otoczenia, okazałoby się, że wszyscy w społeczeństwie są zadbani.