Po 360 zł do sztuki
Zygmunt Sowul ze wsi Sumowo w gminie Dubeninki w powiecie gołdapskim w 305-hektarowym gospodarstwie (260 ha użytków rolnych), oprócz stada zarodowego mamek rasy limousine (szerzej pisaliśmy o nim w dodatku „top bydło” w listopadowym wydaniu naszego magazynu), utrzymuje 400 maciorek owiec zachowawczej rasy kamienieckiej.Kontynuując rodzinne tradycje, w towarową produkcję owiec wszedł jeszcze w 1983 r., kiedy jakże nośne na wsi było przysłowie „kto ma owce, ten ma co chce”. Jak pamiętają starsi Czytelnicy, na początku lat 90. na tę gałąź hodowli, po otwarciu granic z Zachodem, przyszedł krach – zalała nas tania wełna z Australii i Nowej Zelandii, a rodzime stada poszły pod nóż.
– Przetrzymałem ten okres załamania owczarstwa. Miałem jednak łut szczęścia, bo po naszym wejściu do UE wprowadzono program zachowania ras rodzimych, a więc weszły dopłaty – wspomina Sowul.
Od 2005 r. do każdej maciorki z pochodzeniem dostaje on 360 zł unijnego wsparcia w ramach programu zachowania rodzimych ras oraz dodatkowe 100 zł zwykłej dopłaty do owcy z krajowego budżetu. Ze zbytem zwierząt nie ma najmniejszych problemów. as
Cały artykuł przeczytasz w marcowym wydaniu "top agrar Polska". Możesz go zamówić TUTAJ.