Karolina w siodle wygląda jak prawdziwa amazonka. Jej urokowi nie mógł oprzeć się Bartosz i z zafascynowaniem słuchał, jak dziewczyna opowiada o hodowaniu polskich koni zimnokrwistych odmiany sztumskiej. Teraz rodzinna hodowla to ich wspólna pasja i życie. Karolina i Bartosz poznali się w 2008 r. na studniówce Bartka w Technikum Rolniczym w Kisielicach. Osiemnastoletnia Karolina była wtedy osobą towarzyszącą kolegi Bartosza, a on bawił się z inną partnerką. Po uroczystości kontaktowali się ze sobą przez portal Nasza Klasa, a Bartosz, pracujący jako kierowca ciężarówki, składał Karolinie raz do roku wizytę, gdy przejeżdżał nieopodal jej domu. Po paru wizytach zaprosił ją na wesele siostry i od tego czasu stali się parą.
Karolina
Konie zawsze były dla niej ważniejsze niż uganianie się za chłopakami. Dlatego zamążpójście nie było dla Karoliny priorytetem. Kiedy jednak pojawił się Bartek, wizja przyszłego życia we dwoje zaczęła powoli nabierać barw tym bardziej, że chłopak z uwagą wsłuchiwał się w każde jej słowo dotyczące koni.W końcu do ślubu w kwietniu 2016 r. pojechali bryczką, tata prowadził Karolinę do ołtarza, a pierwszym zatańczonym z mężem tańcem był walc. Wszystko tak, jak wymarzyła sobie Karolina. Na weselu, poprzedzonym tradycyjnym tłuczeniem szkła przed domem panny młodej, bawiło się 160 osób. Zdjęcie Karoliny na koniu w ślubnej sukience zawisło na ścianie obok innych, na których jako nastolatka dosiada wierzchowca lub odbiera nagrody na wystawach.
Hodowla koni
– Konie to moja miłość, którą odziedziczyłam w genach – śmieje się młoda mężatka. – Jestem hodowcą już w czwartym pokoleniu. Mogę korzystać z doświadczenia taty, który pomaga mi i mężowi w codziennych obowiązkach, zdradzając wypracowane przez lata tajniki pracy z końmi. Mamy punkt kopulacyjny. Ja sama inseminuję. Klacze pozostawiamy dla siebie, a ogiery sprzedajemy. Obecnie mamy cztery, ich cena na aukcji powinna przekroczyć 10 tys. zł/szt., ale tego nigdy nie da się przewidzieć. Mamy też ogiera, który jest wart przeszło dwadzieścia tysięcy – dodaje z dumą Karolina.Hodowla państwa Lipskich, rodziców Karoliny, dzięki wystawom i aukcjom znana jest w całej Polsce. Córka od dziecka brała w nich udział, a teraz wraz z mężem kontynuuje tradycje, więc co roku wyjeżdżają przynajmniej na kilka wystaw, m.in. do Skaryszewa, Kętrzyna, Starogardu, Starego Pola i Sztumu, by zaprezentować dwa lub cztery swoje ogiery.
– Obowiązki przy koniach są podzielone. Ja opracowuję receptury, ale karmi tata i ewentualnie zastępuje go mąż, bo w hodowli koni ważne jest to, by karmiła jedna ręka – zdradza tajniki Karolina. – Konie to hobby, które daje czasami zastrzyk gotówki, ale to jednak bydło zapewnia nam stabilizację finansową – dodaje Karolina.
Gospodarstwo
– Mieliśmy już dwóch synów, kiedy po dziesięciu latach urodziła się córka – włącza się do rozmowy emerytowany gospodarz Zbigniew Lipski. – Stała się moim oczkiem w głowie, bo od najmłodszych lat ciągnęło ją do koni. Dlatego bez cienia wątpliwości przepisaliśmy z żoną gospodarstwo na Karolinę, gdy miała 19 lat. Cieszyłem się z jej znajomości z Bartkiem, bo widziałem, że połknął koniarskiego bakcyla – uśmiecha się zadowolony teść.Bartosz
Młody tata też pochodzi z gospodarstwa. Nie wahał się porzucić pracy kierowcy, gdy zaczęła ona kolidować z prowadzeniem gospodarstwa żony.– Mamy 22 krowy mleczne h-f oraz 47 szt. młodzieży i opasów. W gospodarstwie zatrudniamy na stałe Ukraińca. Gdybym nadal pracował, jeden dodatkowy człowiek by nie wystarczył. Teraz czerpię przyjemność ze wspólnej pracy z żoną, razem karmimy i doimy krowy, razem jedziemy w pole, gdy trzeba, bo żona żadnej pracy się nie boi. W tej chwili jesteśmy finansowo niezależni i bardzo cenimy sobie ten stan, nie mamy kredytów, a ja jestem wdzięczny żonie, że czasami hamuje moje zapędy przypominając, że lepiej jeść powoli małą łyżką, niż udławić się dużym kęsem - mówi Bartek.
Do wymarzonego życia
Małżonkowie chcą dokupić ziemię, ale tylko jeśli uda się to zrobić po rozsądnej cenie. W tej chwili w ich okolicy hektar osiąga niebotyczną cenę 80 tys. zł. Marzeniem Karoliny jest powiększenie stada mlecznych krów, jest ono jednak ograniczone warunkami siedliskowymi. Jeśli prawo zezwoli, młodzi pomyślą o własnej ubojni, bo i rzeźnickie tradycje są w rodzinie wciąż żywe. Bartosz myśli o kupnie własnej ciężarówki, żeby zdywersyfikować dochody.Młodzi małżonkowie chcą też zadbać o to, by ich roczny synek Stasiu miał rodzeństwo.
„Życie u boku małżonka, który poświęca się swojej pasji, to nie lada wyzwanie, ale i ogromna satysfakcja, kiedy już dotrzymuje się mu kroku w realizowaniu tej pasji.”
Więcej przeczytasz w listopadowym numerze top agrar Polska. ad
Poczytaj też: Jak rolnik znalazł żonę z telewizji
Zamów prenumeratę