Ostatni porządny deszcz spadł u nas tak naprawdę we wrześniu zeszłego roku, a w tym roku dobrze popadało ostatnio przed Świętami Wielkanocnymi. Od tego czasu do połowy czerwca spadło łącznie ok. 18 mm deszczu. Nawet moi rodzice nie pamiętają takiej suchej wiosny, a nawet zimy – mówi z rozgoryczeniem Mariusz Supeł, gospodarujący w Chruścinie (powiat kolski) na 40 ha.
Susza dotkliwa na piachach: Ziemie, które uprawia, są przepuszczalne i mozaikowate – bonitacyjnie spotyka się od III do VI klasy, ale przeważają te słabsze. Rolnik sam podkreśla, że można z nich zebrać przyzwoity plon pod warunkiem, że spadnie choć trochę deszczu. Ze względu na bydło, które utrzymuje w gospodarstwie – 10 szt. krów mlecznych i 70 szt. opasów – w płodozmianie dominują zboża przeznaczone na paszę, tj. 10 ha żyta hybrydowego i 10 ha pszenżyta. Dodatkowo bazę paszową uzupełnia ok. 5–6 ha kukurydzy oraz 5 ha łąk trwałych.
– Moje łąki położone są na terenie ujścia Neru do Warty, więc zazwyczaj stała na nich wiosną woda. Ale nie w tym roku. Z pierwszego pokosu zebrałem ok. 20 balotów z 5 ha łąk, a zazwyczaj mogłem liczy na 90–120 balotów z tego areału. To jest jedynie 20% zwyczajnego plonu – wylicza rolnik.
Zazwyczaj z łąk zbierał 3 pokosy, z których uzyskiwał około 200 balotów sianokiszonki. Jednak jeśli w najbliższym czasie nie spadnie deszcz, przewiduje, że może nie zebrać drugiego pokosu, bo trawa jest już prawie wysuszona. Trudno przewidzieć też czy uzyska w ogóle 3 pokosy.
– Paszy na pewno nie wystarczy mi dłużej niż do jesieni. Wszystko zależy od tego, jaki będzie plon kukurydzy, którą sieję na kiszonkę. Niestety, 50% areału kukurydzy – czyli 3 ha, którą sieję po zbiorze żyta na kiszonkę, będę musiał zlikwidować – ubolewa Supeł.
Więcej przeczytasz w najnowszym, lipcowym wydaniu "top agrar Polska" od str. 62.