Tego wieczoru nie zapomnę do końca życia. Późnym wieczorem zaczęła się palić obora. Ogień tak szybko się zajął, że nie mogliśmy nawet wypuścić krów. Do dziś słyszę ich przeraźliwy ryk – mówi łamiącym się głosem Jan Kawalir z miejscowości Bartniki (woj. warmińsko-mazurskie). Pod koniec września br. w jego gospodarstwie ogień pochłonął oborę i 153 szt. bydła! Hodowca wraz z rodziną pozostał bez środków do życia.
Krowy od ministra?
– Media telewizyjne i prasowe interesowały się tragedią, a krótko potem nikt już nie chciał nam pomóc ani prawnie, ani medialnie – mówi Kawalir. Choć os
tatecznie pomoc przyszła, w tym również ze strony władz samorządowych, to jednak największy żal hodowca ma do ówczesnego ministra rolnictwa Grzegorza Pudy.
– Krótko po pożarze minister Grzegorz Puda publicznie w telewizji obiecywał wsparcie – przekazanie 40 krów. Jednak wraz ze zmianą ministra nasza sprawa została zapomniana – żali się Kawalir.
Od samego początku pomocną rękę wyciągnęła do niego przede wszystkim lokalna społeczność, przedsiębiorcy, rolnicy i gmina Kiwity – na tyle ile mogli. Wsparcie zaoferowała też Spółdzielcza Mleczarnia Spomlek, do której hodowca odstawiał mleko. Do tego rozpoczęła się zbiórka pieniędzy zainicjowana przez OSP Kiwity i Fundację Opiekun. To wszystko dało rodzinie Kawalirów nadzieję, że istnieje realna szansa na odbudowę obory, dalszą produkcję mleka i spłatę kredytu… niestety, tu zaczęły się schody.
Na wszystko trzeba czekać
Obora była obciążona kredytem na kwotę opiewającą na 1,1 mln zł. W ramach likwidacji szkody po pożarze towarzystwo ubezpieczeniowe wypłaciło ponad 800 tys. zł. Jak jednak zaznacza hodowca, w związku z cesją ubezpieczenia, pieniądze trafiły na konto banku, a więc kredytodawcy. Hodowca, jako producent mleka z krwi i kości, pomimo tragedii, która go spotkała, chce dalej produkować mleko i już aktywnie – dzięki lokalnemu wsparciu – zaczął odbudowywać oborę. Niestety, koszty są kolosalne, a kwota z ubezpieczenia ostatecznie przypieczętowałaby wznowienie produkcji.
– Nie chcę, żeby bank mi cokolwiek umarzał. Oczekuję jedynie, że kwotę ubezpieczenia – jaka by nie była – przekażą mi na odbudowę. Mam dwóch synów. Pracowalibyśmy dalej i dalej spłacali kredyt – argumentuje Kawalir. Niestety, łatwiej powiedzieć, niż zrobić, bo – jak dodaje rolnik – w sprawie piętrzą się kolejne dokumenty. Tymczasem hodowca rozpoczął już odbudowę.
Rolnik podkreśla, że chce jak najszybciej zacząć produkcję mleka, bo każdy miesiąc gra na jego niekorzyść. Z materiałami nie jest łatwo, na wszystko trzeba czekać, do tego ceny idą w górę z dnia na dzień. – Już teraz mam przeterminowaną fakturę na 150 tys. zł netto do zapłaty – mówi hodowca.
Zgodnie z relacją Kawalira, bank oczekuje np. dokumentacji związanej z odbudową, w tym przykładowo umowy na montaż hydrauliki. Tymczasem, jak zaznacza, wiele prostych prac hodowca zamierza wykonać we własnym zakresie wraz z synami i wieloma życzliwymi ludźmi, którzy chcą pomagać bezinteresownie.
– Podłączenie rury to nie stawianie konstrukcji. Średnio inteligentny człowiek potrafi podłączyć poidło. Po co więc mieliśmy najmować firmę zewnętrzną i dodatkowo jej płacić, skoro nie mamy pieniędzy? Co innego z elektryką, do tego potrzebny jest specjalista z uprawnieniami i taka umowa na wykonanie prac już została podpisana – argumentuje hodowca.
– Aktualnie – kontynuuje Kawalir – największy problem stanowi dla nas załatwienie ubezpieczenia na czas odbudowy obory, której również oczekuje bank. Niestety, obecnie żadne towarzystwo ubezpieczeniowe nie chce z nami podpisać tego rodzaju polisy.
– Aktualnie – kontynuuje Kawalir – największy problem stanowi dla nas załatwienie ubezpieczenia na czas odbudowy obory, której również oczekuje bank. Niestety, obecnie żadne towarzystwo ubezpieczeniowe nie chce z nami podpisać tego rodzaju polisy.
Stanowisko banku
O stanowisko poprosiliśmy bank BNP Paribas, od którego odpowiedź przyszła już po zamknięciu styczniowego wydania „top agrar Polska”. Bank w przysłanym do redakcji TAP oświadczeniu podkreśla że: ”podjął wszelkie niezbędne działania mające na celu jak najsprawniejsze przeprowadzenie procesu”, a więc „możliwości przekazania środków z tytułu likwidacji szkody po pożarze obory oraz wznowienia kredytu pana Jana Kawalira”.
Jak czytamy w dokumencie, po pożarze, który miał miejsce 21 września, bank otrzymał pismo w sprawie odroczenia spłaty rat trzy dni później, tj. 24.09 i już cztery dni później (28.09.) podjął decyzję o prolongacie zgodnie z oczekiwaniami Klienta, zaś 30 września został podpisany aneks do umowy. Przy okazji podpisania aneksu, klient (Jan Kawalir – przyp. red.) został poinformowany, że decyzja w sprawie wypłaty odszkodowania w celu odbudowania obory zapadnie po zakończeniu procesu szacowania strat z towarzystwa ubezpieczeniowego i wpływie środków na konto.
– Wszystkie procedury po stronie banku były prowadzone tak, by jak najszybciej udzielić Klientowi niezbędnej pomocy. Obecnie bank czeka na brakującą dokumentację od p. Jana Kawalira, która jest niezbędna do kontynuowania procesu. W dniu 12 grudnia doradca w lokalnym oddziale p. Kawalira kontaktował się z nim w celu przypomnienia o dostarczeniu dokumentów. Klient od samego początku był i jest w kontakcie z pracownikiem oddziału banku w Bartoszycach. Z Klientem kontaktowała się również Dyrektor Oddziału. Zgodnie z procedurami, bank dopełnił wszelkich niezbędnych formalności w tej sprawie – czytamy w oświadczeniu.
Do sprawy będziemy wracać.
mj/fot. Ślęzak