– Wyszliśmy z założenia, że trzeba pokazać dzieciom, jak ten zawód wygląda – mówi Jacek Mey. – Dziś dzieci myślą, że mleko jest z półki sklepowej, kasa z bankomatu, krowa fioletowa, że rolnik nic nie robi, a wszystko samo mu rośnie. Nie wiedzą, ile to kosztuje pracy i trudu. Społeczeństwo często nie rozumie, czemu strajkujemy. Tymczasem wszystkie dopłaty, które otrzymałem, stanowią zaledwie 1,5% mojego rocznego przychodu.
Mówi, że ludzie z miasta często naprawdę nie mają pojęcia o pracy rolnika. – Nas na wsi jest coraz mniej. Coraz mniej ludzi ma gospodarstwa. Trzeba pokazywać, jak ta produkcja prosiąt wygląda, że zwierzęta są nakarmione, a w chlewni jest ciepło i czysto.
Rolnicy mają dwie córki – 6-letnią Polę i 5-letnią Anię, które uczęszczają do przedszkola w Brodnicy. – Był tydzień związany z zawodami rodziców i tak to się zaczęło – mówi pani Paulina. – W zeszłym roku dzieci w dwóch grupach przyjechały do nas.
Wspólnie z gospodynią wysiewały w ogródku groch, słonecznik, koperek. Sadziły kwiaty, poziomki i cebulkę. – To mój ogródek, zajmuję się nim od 6 lat – mówi pani Paulina.
Później oglądały prosiaki, które pan Jacek przyniósł na podwórko, karmiły kury – dziadkowie hodują ok. 50 niosek – i zbierały jajka. Mogły zwiedzić należący do rolników park maszynowy, w programie była też wizyta w paszarni – tu rolnicy przygotowali wszystko, co dało się dotknąć. Warsztaty zakończyły się wesołą zabawą w obejściu.
Następnego dnia rozdzwoniły się telefony z podziękowaniami od rodziców, że ich dzieci jeszcze nigdy nie były tak podekscytowane miejscem, w którym były, opowiadały wszystko i bardzo przeżywały, że widziały prosiaka, kurę, ciągnik. – To dla nas wielka radość i jednocześnie motywacja do dalszego działania – stwierdza rolniczka.
– Mam wrażenie, że dla dzieci z miasta dużo większą atrakcją jest pojechać na wieś, zobaczyć, dotknąć zwierzaki, niż np. do kina – dodaje pan Jacek. – Poza tym to świetna alternatywa, żeby odciągnąć dzieci od komputerów i smartfonów.
Również w tym roku hodowcy zorganizowali zajęcia dla dzieci – tym razem jednak, ponieważ w gospodarstwie trwa budowa nowej chlewni, wybrali się do Brodnicy.
– Mąż do przedszkola przyjechał ciągnikiem, dużym niebieskim, co było wielką atrakcją. Każdy mógł wsiąść, trąbili – opowiada pani Paulina.
Rolnicy mieli prezentację o zawodzie rolnika – czym się zajmuje i jak wygląda praca na wsi. Pokazywali zdjęcia z własnego gospodarstwa, nie z Internetu.
Przedszkolaki cieszyły się widząc koleżanki – Polę i Anię – ze zwierzętami. Później było karmienie butelką tekturowego prosiaka oraz ścieżka sensoryczna, składająca się z różnych rodzajów zbóż, słonecznika, siana i słomy. Na końcu wykonały samodzielnie, każde swoją świnkę.
– O zawodzie rolnika najlepiej opowiadał mój mąż – mówi pani Paulina. – W grupie sześciolatków miał wiele szczegółowych pytań, np. o to, jaki to ciągnik, ile kosztuje lub jak się pomaga przy porodach. Dzieci były bardzo ciekawe, bo nie każdy ma rodzinę na wsi. Poza tym krowy dziś rzadko pasą się na łąkach i zwierząt właściwie nie widać.
Przygotowanie warsztatów nie było bardzo pracochłonne. Ryjki świnek, butelkę i prezentację pani Paulina zrobiła w dwa, trzy wieczory. Materiały na ścieżkę sensoryczną zebrał pan Jacek.
Jesienią, gdy w przedszkolu porusza się temat ogrodniczy, pani Paulina szykuje koszyk z warzywami – jest por, seler, cebula, marchewka i ziemniaki. – Wszystko z natką, nie jak ze sklepu – mówi. – Niektóre odmiany posadziłam specjalnie z myślą o dzieciach. Dokładam też owoce od teścia – śliwki, gruszki i brzoskwinie.
Jak mówią gospodarze, chętnie będą w przyszłości kontynuować warsztaty. Rytmika pracy w ich chlewni jest trzytygodniowa. Siedem dni w miesiącu – gdy są krycia, porody, sprzedaż prosiąt – jest bardzo intensywnych, ale poza tym czasem nie ma problemu, żeby się umówić.