
Problemy zaczęły się już wiosną ub. roku, kiedy to kolejne przypadki koronawirusa wśród pracowników zakładów mięsnych zmusiły niektóre z nich do tymczasowego zamknięcia oraz podniesienia cen. Co prawda, wiele z firm przedsięwzięło liczne środku, które bez wątpienia ograniczyło ryzyko ale nie były one w stanie skutecznie ograniczyć rozprzestrzeniania się wirusa. Z kolei całkowite zamknięcie zakładów nie było po myśli ówczesnego prezydenta Donalda Trumpa, który nakazał kontynuację dostaw mięsna na rynek w celu zapewnienia bezpieczeństwa żywności.
Tymczasem jak wynika z oficjalnych danych, z zakładami mięsnymi było związane ok. 230 tys. przypadków COVID-19 a także do ok. 5 tys. zgonów w lokalnych społecznościach. To oburzyło związki zawodowe, które oskarżyły koncerny o niewłaściwe podejście do bezpieczeństwa pracowników.
Na odpowiedź firm nie trzeba było długo czekać. Smithfield, Tyson i JBS zaznaczyły, że wydały setki milionów dolarów na bezpieczeństwo pracowników, premie i różnego rodzaju inne środki. Ponadto wszystkie trzy firmy zadeklarowały, że będą współpracować przy prowadzonym przez Kongres dochodzeniu.
mj/Reuters
Fot. Pixabay