Czy powinniśmy obawiać się spadku spożycia wieprzowiny? Czego oczekują konsumenci, ci, dla których mamy dosyć drastycznie zmieniać produkcję świń?
Jacek Strzelecki: Widzimy spadek spożycia wieprzowiny, ale rośnie konsumpcja mięsa drobiowego, co dowodzi, że konsumenci przesuwają swoje upodobania. Wpływ na zachowania konsumentów mają też działania promocyjne żywności roślinnej, która ma zastępować mięso. To jednak jest bardziej moda niż faktyczny trend. Konsumenci są ciekawi nowych produktów i próbują ich, ale to nadal jest nisza. Uważam, że nie należy się spodziewać, że polski konsument zrezygnuje ze spożycia wieprzowiny. Polakom dokucza bardzo inflacja, ale jak wróci ona do 2,5%, będzie można powiedzieć, w jakim stopniu przełożyła się ona na konsumpcję mięsa. Dopiero wtedy będziemy mogli określić wpływ takich czynników jak moda, czy silne kampanie wegańskie na spożycie wieprzowiny.
Piotr Włodawiec: Postrzegam ten problem z dwóch płaszczyn. Jako radca prawny i osoba, która od wielu lat współpracuje z sektorem i z drugiej strony jako producent. W całej tej debacie, która trafia na bardzo podatny grunt, brakuje nam ludzi z wiedzą merytoryczną: lekarzy weterynarii, zootechników, czyli tych, którzy zajmują się produkcją i technologią żywności człowieka. I mówię tu o elementarnych zagadnieniach, jak to jak bardzo potrzebne jest białko zwierzęce podczas rozwoju młodego człowieka, szczególnie najważniejszego organu, jakim jest mózg. Tych informacji w przestrzeni publicznej brakuje. Zastępują je te, które oddziałują bardzo mocno na sferę emocjonalną konsumentów.
Dziś spożywamy ok. 36 kg wieprzowiny na osobę. Pamiętajmy też, że od 2014 r. z powodu ASF utraciliśmy możliwości eksportowe i na skutek nieudolności do dziś ich nie odzyskaliśmy. Do tego dochodzą sprawy związane z inwestycjami, takie jak ustawa o konsultacjach społecznych, prawo budowlane i prawo ochrony środowiska, gdzie proces inwestycyjny jest tak skonstruowany, że jest duża asymetria między tym, jakie obowiązki ma inwestor, a jakie prawa ma strona postępowania. Inwestor ponosi duże nakłady na przygotowanie dokumentacji, są to specjalistyczne raporty, a podczas postępowań, które trwają latami, podnoszone są często argumenty pozbawione podstaw naukowych.
Mamy trendy związane z ochroną środowiska i dobrostanem zwierząt, i to jest dobry kierunek. Producenci to robią sami. Jeżeli nie dbamy o inwentarz, nie możemy osiągać dobrych wyników produkcyjnych. Powinniśmy na poziomie krajowym, ale również unijnym ustanowić definicję bezpieczeństwa żywnościowego, która będzie gwarantowała nam, jako krajowi członkowskiemu, żebyśmy byli samowystarczalni. To trzeba kształtować w taki sposób, by była produkcja zarówno rodzinna, jak i towarowa.
Bartosz Zając: Zazwyczaj środowisko rolnicze i obrońców praw zwierząt są postrzegane jako dwa zwalczające się byty.