– Nasz odbiorca przyjeżdża po świnie osobiście. Jest świadomy zagrożenia i zachowuje szczególną ostrożność. Nosi maseczkę i rękawice jednorazowe. Jednak i tak musi wejść do biura, zabrać świadectwo zdrowia, łańcuch żywieniowy, tak więc ma kontakt z jednym z nas oraz z osobą wyganiającą świnie na rampie. Ona też jest teraz zaopatrzona w maseczkę i rękawice. Oczywiście, obie osoby zachowują stosowny dystans – opisuje Tomasz Roziński sprawujący opiekę nad stadem 360 loch w cyklu zamkniętym w Bełżycach w województwie lubelskim.
Producent w niektórych sytuacjach jednak upatruje dalszych możliwości ograniczania kontaktów. Jego zdaniem np. dostarczanie porcji nasienia mogłoby się odbywać zupełnie bez kontaktu osobistego. Tymczasem firmy dostarczające środki do produkcji nadal wymagają pisemnego potwierdzenia odbioru przesyłki.
– Przecież potwierdzenie odbioru nic nie wnosi, a ludzie dostarczający środki do produkcji odwiedzają liczne gospodarstwa. Poza tym i tak drogą elektroniczną przychodzi faktura, będąca dowodem zakupu – mówi Tomasz Roziński.
– Nie wszystkie aspekty związane z narodową kwarantanną są negatywne. Nasze gospodarstwo jest położone w czerwonej strefie. Przed sprzedażą tuczników musimy uzyskać decyzję administracyjną, zezwalającą na przemieszczenie świń do rzeźni z Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Lublinie. Do tej pory trzeba ją było odbierać osobiście, w poniedziałek, kiedy to większość rolników planuje sprzedaż. Dziś otrzymujemy ją pocztą elektroniczną – dodaje rolnik.
Więcej o tym jak przebiega produkcja świń podczas pandemii koronawirusa z ASF w tle przeczytasz w najnowszym, majowym wydaniu "top agrar Polska".