To, że niełatwo jest wybudować w Polsce chlewnię, wie niemal każdy rozwojowy producent świń. Przekonał się o tym Michał Smentoch ze Starej Huty w gm. Sierakowice, w woj. pomorskim. Rolnik 7 września 2009 r. wystąpił do wójta tej wiejskiej gminy, której ponad 8,3 tys. ha to grunty orne, o wydanie decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach zgody na budowę chlewni na skraju wsi, która nie ma planu zagospodarowania przestrzennego. Inwestycja miała się składać z chlewni na rusztach na 98 loch w cyklu zamkniętym, zbiornika na gnojowicę i trzech silosów. Łączna obsada położonej ok. 50 m od najbliższych zabudowań chlewni miała wynosić 122,98 DJP. Inwestor odmowną decyzję otrzymał po 3,5 roku. Po długich bojach sprawa trafiła do Naczelnego Sądu Administracyjnego w Warszawie.
Młodzieńczy zapał: Rolnik po ukończeniu zootechniki wyjechał do Irlandii, gdzie pracował na fermie 550 loch.
– Zagraniczni rolnicy po spełnieniu wymogów mogą się rozwijać. U nas wystarczy, aby kilka osób było odmiennego zdania i inwestycja jest zablokowana. Nie mogę się z tym pogodzić – komentuje Smentoch.
Sprawa trwa już ponad pięć lat. W tym czasie – jak twierdzi rolnik – wydał ok. 20 tys. na koszty sądowe i nie skorzystał z 300 tys. dofinansowania unijnego. Do strat dolicza też utracony w tym czasie dochód z niepowstałej inwestycji.