Scenariusz rolniczych problemów z uzyskiwaniem pozwoleń na budowę czy rozbudowę budynków inwentarskich jest w większości przypadków podobny. Gospodarz-inwestor – zanim wystąpi o wydanie pozwolenia na budowę musi zebrać stos dokumentów, związanych z zaplanowaną inwestycją (dokumentacja budowlana – projekt) i wystąpić do wójta lub burmistrza gminy o wydanie decyzji o warunkach zabudowy dla planowanej inwestycji.
Zanim jednak taka decyzja zostanie wydana, konieczne są dodatkowe ustalenia i uzgodnienia – między innymi z regionalną dyrekcją ochrony środowiska (RDOŚ) czy stacją sanitarno-epidemiologiczną. W takiej sytuacji inwestor musi sporządzić na własny koszt raport z oddziaływania na środowisko lub przy mniejszych inwestycjach kartę informacyjną.
Wieś protestuje
RDOŚ wymaga często uzupełnienia raportu, czy też nakłada na inwestora dodatkowe obowiązki w związku z planowaną inwestycją, ale w większości przypadków kończy się to pozytywnie – czyli zatwierdzeniem raportu i uzgodnieniem warunków środowiskowych czy sanitarnych inwestycji i prowadzenia produkcji w nowych budynkach.
Jednak – jak pokazują przykłady naszych Czytelników – są to jedynie miłe złego początki. W międzyczasie o planach inwestycyjnych zostają poinformowani okoliczni mieszkańcy i prawdziwy problem dopiero się rozpoczyna. Pojawiają się wtedy protesty. Niezależnie od argumentów (a ich paleta jest całkiem szeroka), potrafią skutecznie naciskać na wójta czy burmistrza, by zablokować niechcianą inwestycję. A ci bardzo często uginają się pod naciskiem dobrze zorganizowanej grupy mieszkańców i blokują plany inwestora. Nierzadko z naruszeniem prawa, o czym przekonali się nasi Czytelnicy – bohaterowie reportaży.