Młodzi, wykształceni, zaradni, wychowani w gospodarstwach i ciężko pracujący przy produkcji świń. Chcą się rozwijać i powiększać produkcję. Rozumieją ekonomię, dlatego wiedzą, że aby przetrwać, potrzebna jest skala produkcji. I nie myślą wcale o tysiącach loch w jednym gospodarstwie. Chcą utrzymywać od stu do kilkuset loch. Najpierw planują, gromadzą dokumentację, składają stosowne wnioski. Potem do głosu dochodzi lokalna społeczność i wszystko się zaczyna.
O tym, że niełatwo jest w Polsce rozwijać produkcję świń, pisaliśmy już wielokrotnie. Mnożą się przykłady kolejnych blokowanych inwestycji. Z jednej strony wiemy, że bez nowoczesnych, rozwojowych chlewni coraz bardziej ustępujemy miejsca zachodnim sąsiadom, z drugiej zaś – nie możemy ich budować. Czy nie powinno być tak, że po spełnieniu określonych przepisami wymogów rolnik powinien otrzymać zgodę na budowę chlewni na terenach rolniczych? Przecież każdy z nas chce rozwijać rodzinne gospodarstwa, bo kto nie idzie do przodu, ten się cofa – grzmią producenci świń. Otóż sprawa nie jest taka prosta.
Wieś nie dla rolnika?
Okazuje się bowiem, że to, co do niedawna było naturalne – hodowla zwierząt na wsi, dziś jest poważnym problemem. Tereny wiejskie bowiem coraz częściej zamieszkiwane są przez ludzi niezwiązanych z produkcją rolną, stają się siedliskiem, ostoją i miejscem wypoczynku dla „miastowych”. Ci, pomimo że chętnie sięgają w sklepie po wieprzowinę, nie chcą sąsiadować z chlewniami. Mało tego, protestują również okoliczni rolnicy. Tak też sprawa się ma na Kujawach w miejscowości Łąkie w pow. mogileńskim. To tu Paweł Kaszkowiak z bratem Jarkiem chcą budować nową chlewnię, aby utrzymywać w sumie 150 loch produkujących w cyklu zamkniętym. aku