Jako producenci świń powinniśmy kwestię hałasu potraktować poważnie. Codziennie stykamy się z różnymi źródłami niepożądanych dźwięków. Przykładem jest karmienie – często pory żywienia służą bieżącej kontroli stada, a hałas zmierzony podczas odpasu tuczników sięga 98 dB. Lochy hałasują jeszcze bardziej, dźwięki wydawane w dużym stadzie dochodzą do 100 dB. Przy takim natężeniu bez ochrony ucha do uszkodzenia słuchu dochodzi już po 7,5 min. Zatem w celu kontroli stada wchodzimy do chlewni, gdy wszystkie zwierzęta stoją przy pełnym korycie. Jeśli system nie jest zautomatyzowany i znajdujemy się w budynku podczas startu karmienia, potrzebna jest ochrona słuchu.
Nawet jeśli kojce są puste, w chlewni panuje hałas. Mycie i dezynfekcja budynku są przydługie i generują głośne dźwięki. Podczas pracy wysokociśnieniową myjką zmierzono hałas na poziomie 80–90 dB. Po dwóch godzinach pracy w 90 dB pojawiają się wykrywalne uszkodzenia słuchu.
Im mniejszy hałas, tym dłużej możemy w nim przebywać bez ochrony uszu. Czas odgrywa tutaj ważną rolę, ponieważ ciche, lecz nieustające dźwięki, jak brzęcząca wentylacja czy kapiące krany mogą prowadzić do choroby.
Długotrwały hałas o sile 85 dB może prowadzić do uszkodzenia słuchu, a nawet głuchoty. Stałe dźwięki na poziomie 65 dB mogą powodować zaburzenia krążenia krwi lub zmiany częstości pulsu.
O tym jak zabezpieczać słuch podczas pracy w chlewni piszemy w październikowym wydaniu „top świnie”. Zapraszamy do lektury.