Obecna pora roku daje dość optymistyczny obraz pól pod względem uwilgotnienia gleby. To w tym czasie klasyczny układ. Wody w rzekach także mamy wystarczająco, ale warto zastanowić się, czy cały ten strategiczny zasób musi co roku wlewać się do naszego morza.
Aktualny monitoring stanu wód w naszych rzekach pokazuje, że w przeważającej ich liczbie woda jest na średnim pułapie (kolor niebieski), we wschodniej części kraju jest on niski (kolor czarny), a tylko nas nielicznych i rozproszonych odcinkach rzek ma stan wysoki (kolor żółty; patrz mapka; źródło IMGW).
Zobacz także: Ulewne deszcze i susza rolnicza. Jaki klimat nad Europą?
Warto też dodać, że temperatura wody w rzekach oscyluje w przedziale 1–5°C. Najchłodniejsza jest północnym wschodzie, wschodzie kraju i południowym wschodzie Polski. Wartości ok. 5°C rejestruje się w zachodniej połowie kraju.
Mniejsze zapotrzebowanie na wodę
Końcówka jesieni i zima to pory roku, które charakteryzują się zdecydowanie ograniczonym zapotrzebowaniem roślin na wodę. Z drugiej strony zmiana klimatu ukazuje trend wyższych opadów w tych miesiącach w stosunku do średnich z lat 1990–2000. Są to ponadto zwykle opady deszczu, a nie śniegu. Wody deszczowe nie zasilają wówczas tak mocno nasączonych już pól – większość spływa kolejnymi ciekami do rzek, a ostatecznie do morza. Dużo korzystniejsze są opady śniegu. Poza osłoną ozimin przed ewentualnymi silnymi mrozami czy wysmalającymi wiatrami, pozostają długo w miejscu opadu, nawet na pochylonych powierzchniach. Woda w nich zmagazynowana uwalnia się natomiast stopniowo podczas wiosennych roztopów, zasilając cyklicznie pola. Niestety, ten stan przechodzi raczej do wspomnień z dawnych lat, a rolnicy powinni zastanowić się, jak zatrzymać ten chwilowy jej nadmiar.
Zatrzymać wodę na polach
Sposobem na szybką realizację tego celu jest zatrzymanie przynajmniej części jesiennej i zimowej wody opadowej w rowach melioracyjnych. W kraju, poza kilkoma uzasadnionymi przypadkami konieczności utrzymywania ciągłości spływu wód na skumulowanych powierzchniach mikrozlewni, duże areały są pozbawiane w ten sposób tego cennego zasobu zbyt pochopnie. Dzisiaj melioracja nie powinna się kojarzyć z odprowadzaniem wody z pól, lecz na coraz powszechniejszym jej zatrzymywaniu.
Zanim więc pracownicy spółki wodnej przyjdą wyciąć zarośla i wyczyścić kanały melioracyjne, warto zlustrować okolicę i powstrzymać te prace. Woda z zarośniętych trawą lub trzciną cieków spływa dużo wolniej, które stają się jednocześnie jej dużym rezerwuarem, nawet do wiosny. Obecnie część tej inicjatywy realizują… bobry, budując z wytężeniem solidne tamy na śródpolnych ciekach wodnych. Może warto to docenić, aby wiosną nie oglądać pustych rowów melioracyjnych, w których dawniej – wg relacji naszych czytelników – pływały okresowo ryby.
Zmodernizowane studzienki melioracyjne
Innym rozwiązaniem nadmiernej i szybkiej straty wody z pól meliorowanych jest modernizacja studzienek. W otwór wylotowy trzeba szczelnie zamontować kanalizacyjną rurę PCV, której wysokość powinna dochodzić do ok. 40 cm od powierzchni pola. Dopiero po przekroczeniu tego poziomu woda wlewa się do rury PCV i przepływa do kolejnej studzienki lub rowu odprowadzającego. W ten sposób w studzience i obsługiwanej przez nią odcinków z zainstalowanymi sączkami gromadzi się woda. Więcej jej pozostaje także jako woda glebowa na polu. O tym rozwiązaniu pisaliśmy już w 2019 r., w listopadowym wydaniu miesięcznika „top agrar Polska”… (fot, poniżej).