Bartłomiej Czekała:: Z kondycją finansową polskich rolników jest w ostatnim roku kiepsko, na co wskazują pewne obiektywne dane i sygnały, które odbieramy. Pani jest osobą, która na co dzień zajmuje się finansami rolników, obsługuje ich finansowo, wypełnia dokumenty, pomaga i stara się o dotacje, a także księguje przychody i wydatki. Jak Pani ocenia to, co się wydarzyło w ostatnim roku w polskim rolnictwie?
Agata Stachowiak: Generalnie oceniam to bardzo źle. Ostatni rok dla rolników był wyjątkowo trudny z wielu względów, nie tylko ze względów praktycznych (wieloletnia susza, która nałożyła się na uprawę) i ekonomicznych, ale też ze względów biurokratycznych, czyli to, co jest mojemu sercu najbliższe – papierologia. To, z czym musieli się rolnicy zmierzyć w ostatnim roku, było wyjątkowo trudne. Jak Pan słusznie zauważył, koszty cały czas rosną.
To, co się dzieje w polskim rolnictwie, możemy zauważyć na przykładzie moich klientów i ich faktur. Dochody stosunkowo maleją, przychody stoją (czyli to, co rolnicy dostają do ręki), natomiast znacząco rosną wszystkie koszty i cała produkcja rolnicza. Zmieniła się również koniunktura tych przychodów rolniczych, bo bardzo dużą ich część (co w poprzednich latach nie było aż tak istotne) stanowią w tej chwili dopłaty wszelkiego rodzaju – dopłaty suszowe, dopłaty nawozowe, dopłaty do sprzedanych zbóż w tym roku i przede wszystkim dopłaty bezpośrednie, które są taką podstawą już teraz przychodów rolniczych w niektórych gospodarstwach.
B. Cz.: Jeśli chodzi o dopłaty, to wspomniała Pani o tym, że stanowią one obecnie duży procent przychodów. W tym roku wprowadzono nowość – rolnicy składali wnioski z uwzględnieniem ekoschematów. Wiemy, ilu rolników złożyło takie wnioski o ekochematy, ale to nie wystarczy. Trzeba jeszcze spełnić kryteria, aby otrzymać te ekoschematy. W przeciwnym razie grożą sankcje, czyli utrata tej płatności. Czy ma Pani jakieś sygnały, jak w praktyce wygląda realizacja warunków dotyczących ekoschematów?
Agata Stachowiak: Jest to wyjątkowo trudne. W tym roku wprowadzono nowy wymóg dotyczący dopłat, który polega na sprawdzaniu rolników w ramach ekoschematu związanego ze stosowaniem płynnych nawozów, czyli gnojowicy, oraz z wymieszaniem obornika w ciągu 12 godzin. Rolnicy mieli do tego używać aplikacji rolniczej i załączać zdjęcia. W tym roku ten pomysł spalił na panewce: aplikacja nie przyjęła się kompletnie i stwarzała bardzo duże problemy rolnikom. W efekcie rolnicy w tym roku mogli złożyć oświadczenia o wykonaniu tych dwóch praktyk w ramach ekoschematów. Jednak to nie koniec kłopotów.
Do tej pory dopłaty bezpośrednie i to, co rolnicy musieli w ramach tych dopłat bezpośrednich zrobić, zamykało się w większości do końca maja. W tym roku to, że wnioski o dopłaty bezpośrednie zostały zakończone, nie oznacza jeszcze dla rolników końca pamiętania o nich. Jak Pan słusznie zauważył, oni muszą się mierzyć z tym, że jeżeli weszli w jakieś ekoschematy i zobowiązali się do wykonywania pewnych praktyk w ramach ekoschematów, to muszą o tym pamiętać cały rok. To oznacza, że muszą prowadzić rejestr zabiegów agrotechnicznych, składać oświadczenia, wysyłać zdjęcia do Agencji itd. Jest szereg rzeczy, które dodatkowo rolnicy muszą spełnić.
B. Cz.: Mówiliśmy o dopłatach bezpośrednich. W tym roku rząd uruchomił wiele różnych naborów wniosków o dopłaty z powodu trudnej sytuacji. Dotyczyły one m.in. zbóż, materiału siewnego i nawozów. To wszystko Agencja musi teraz przepracować, rozpatrzyć i wypłacić. Ale trzeba było też przygotować te wnioski. Jak rolnicy sobie radzili z przygotowaniem tych wniosków? Miałem wrażenie, że na początku nawet pracownicy Agencji nie nadążali ze zmianami, które zapadały gdzieś na górze, bo zasady gry były wielokrotnie modyfikowane podczas tych naborów, prawda?
Agata Stachowiak: Dokładnie. W tym roku zdarzały się kuriozalne sytuacje, gdy nabór był ogłaszany, a po dwóch dniach zmieniano jego warunki. W mojej opinii, to jest niedopuszczalne, ale niestety ten rok faktycznie był pełen ciągłych zmian, wielu terminów i naborów. Było ich tak dużo, że nawet nie potrafię teraz sięgnąć pamięcią i policzyć, ile dokładnie tych naborów było. Rolnicy mieli z tym ogromny problem, ale nie mniejszy problem mieli pracownicy Agencji i doradcy rolniczy, bo też byli zagubieni w tej całej papierologii i w ilości składanych wniosków.
B. Cz.: Czy te dodatkowe nabory o rozmaite dopłaty, a także kredyt 2%, który też funkcjonuje i który wiem, że cieszy się dużym zainteresowaniem wśród rolników, to Pani zdaniem jest lekarstwem na obecne na problemy naszego rolnictwa czy raczej plasterek na ranę?
Agata Stachowiak: Uważam, że to jest raczej plasterek na ranę. To nie jest coś, co miałoby zrekompensować rolnikom koszty i nakłady, które ponoszą. Do tej pory rolnicy mogli przewidzieć, wyprodukować, sprawdzić swoją rentowność, wiedzieć mniej więcej, ile zarobią i ile wydadzą. Natomiast teraz na początku roku wszelkie dopłaty do nawozów stały pod znakiem zapytania. Rolnicy nie wiedzieli, czy je utrzymają, czy nie. Musieli liczyć tylko na to, co wydali, co kupili i na możliwe przyszłe przychody, które też były prognozowane. Ale te prognozy w większości się nie sprawdziły. Już teraz wiemy, że ceny chociażby zbóż czy rzepaku to nie są te ceny, na które rolnicy liczyli jeszcze na początku roku i jest to dla wszystkich wyjątkowo trudne.
Obejrzyj całą rozmowę!