Pałuki to region obejmujący część Wielkopolski, Kujaw i Krajny. Charakteryzuje się specyficzną gwarą, pięknym strojem ludowym i kuchnią o słodko-kwaśnym smaku, w której dostrzegalne są wpływy wielkopolskie i niemieckie.
Kuchnia pałucka ściśle związana była z porami roku. – To przyroda „sugerowała” to, co znajdowało się na stołach – pisze w swojej książce pt. „Kuchnia pałucka” Krzysztof Leśniewski.
Jest wiosna. Jesteśmy w sercu Pałuk, w miejscowości Pturek (gm. Barcin), gdzie spotykam się z paniami z tutejszego Koła Gospodyń Wiejskich, którym przewodniczy sołtys pani Marianna Pawłowska. W szeregach koła jest też dwóch panów, a jednym z nich wspomniany pan Krzysztof – autor książek kulinarnych, miłośnik wszystkiego, co pałuckie, a przede wszystkim regionalnej kuchni i dawnych zwyczajów.
Kuchnia na Pałukach była prosta, wiejska, a gospodynie oszczędne i akuratne. Nic nie mogło się zmarnować. Dziś takie podejście nazwalibyśmy modnie zero waste, wtedy to była po prostu gospodarność. Wykorzystywano to, co rosło w okolicy o danej porze roku. Jadano syto, ale bez zbędnego przepychu, zimą tłuściej, ale na przednówku, gdy kończyły się zapasy, była często bieda.
Na podwieczorek w pałuckich domach pojawiał się bambrzok – placek ziemniaczany na sodzie (dodatek sody do różnych wypieków jest charakterystyczny dla Pałuk), choć ten raczej pod koniec lata i jesienią, a wiosną gospodynie piekły tradycyjne drożdżoki, ubogacone sezonowymi owocami (najwcześniej wyrastał na grządkach rabarbar).