Na rynku mleka od ponad trzech dekad zachodzą poważne zmiany. W styczniowym raporcie Banku Pekao pt. „Branża mleczarska” eksperci zwracają uwagę, że mniejsze podmioty są bardziej podatne na zmiany sytuacji rynkowej i gospodarczej, co sprzyja konsolidacji. Trend ten widzimy od lat, przy czym w okresie od 2010 do 2022 roku liczba przedsiębiorstw w sektorze zmniejszyła się o 33%. Spadek ten dotyczył głównie małych i średnich firm. I tak mleczarnie z wizją rozwoju stawały się coraz większe, a dla średnich i małych podmiotów każde załamanie na rynku mleka było (i jest) walką o przetrwanie i „być albo nie być”.
Co przespały małe zakłady mleczarskie?
Dlaczego jedni urośli, a inni stanęli w miejscu? Wszak na początku lat 90-tych w Polsce po przemianach większość mleczarni była podobnej wielkości. Z nich wyłoniły się rekiny przemysłu mleczarskiego – Polmlek, Mlekovita czy Mlekpol, goniący europejską czołówkę, ale też „średniaki” o mocnej i stabilnej pozycji – Sierpc, Łowicz, Piątnica czy Spomlek. Każda z nich wybrała inną drogę do sukcesu, ale jest też i wspólny mianownik, a nawet kilka:
- liczenie i pilnowanie kosztów,
- aktywne pozyskiwanie nowych dostawców,
- wykorzystanie funduszy akcesyjnych i dotacji z UE,
- eksport bezpośredni,
- ograniczone zaufanie do sprzedaży w sieciach handlowych (preferujących dużych producentów oraz oczekujących niskich cen),
- przygotowanie (poduszka finansowa) do dekoniunktury na rynku i wykorzystywanie jej podczas kryzysu gospodarczego.
Jaka recepta dla rynku?
Teraz, kiedy „mleczny tort” jest w zasadzie już podzielony, małe mleczarnie mają dwa wyjścia – zawalczenie o kawałeczek tego tortu, czyli utrzymanie się na rynku. Tu konieczne są zmiany, często bardzo bolesne, czyli przykładowo ograniczenie asortymentu do produkcji towarów „flagowych”, ograniczenie zatrudnienia i faktyczne pilnowanie kosztów. Drugim wyjściem jest poszukanie partnera biznesowego, który zechce przejąć taki zakład wraz z załogą, asortymentem i obciążeniami finansowymi. I finalnie zrobi to, co w punkcie pierwszym, tyle że już pod swoją marką.
Jest jeszcze trzecia droga, kiedy już nie ma sposobu wyjścia z problemów – ogłoszenie upadłości.
Przypomnijmy – zgodnie z prawem spółdzielczym w przypadku dwóch spółdzielni mleczarskich mówimy o połączeniu a nie przejęciu. Jednak w praktyce wygląda to tak, że większa dyktuje warunki mniejszej, która staje się integralną częścią tej większej tracąc niezależność decyzyjną, a zachowując np. marki produktów flagowych. Jednak i tak przejęcie przez inne podmioty jest zdecydowanie lepsze niż ogłoszenie upadłości, jak to miało miejsce w przypadku SM Bielmlek. Wbrew pozorom, mamy do czynienia raczej z przejęciami niż ogłaszaniem upadłości – zazwyczaj w Polsce silne podmioty przejmują spółdzielnie mające kłopoty.
Głośne fuzje w ostatnim czasie
Konsolidacyjny pociąg dopiero nabiera tempa. Ale jak spojrzymy na rynek mleka – wraz ze spadającą ceną surowca, wrócił temat przejęć w branży. I tak:
- w 2023 r. – grupa Polmlek przejęła OSM Końskie i ŁSM Jogo,
- w 2023 r. – SM Mlekovita przejęła OSM Czarnków,
- w kwietniu br. do UOKiK wpłynął wniosek o połączenie SM „KaMos” w Kamiennej Górze z SM Mlekovitą oraz OSM w Bychawie ze SM Spolmlek w Radzyniu Podlaskim,
- w maju br. do UOKiK wpłynął wniosek dotyczący podmiotu prywatnego, czyli Mlekoma Dairy, której 49% udziałów miało zostać sprzedane do DMK Deutsches Milchkontor GmbH. DMK to jedna z większych niemieckich grup z przychodami ok. 5,5 mld EUR, która stanie się trudnym rywalem nie tylko dla 3 największych polskich producentów mleka, ale dla pozostałych uczestników rynku.
- w lipcu br. do UOKiK wpłynął wniosek dotyczący przejęcia OSM Rokitnianka przez Grupę Polmlek,
- we wrześniu br. UOKiK rozpoczął procedurę zgody na przyłączenie przez OSM Łowicz, OSM w Myszkowie.
Czy to koniec przejęć na rynku mleka?
Obecnie na polskim rynku zgodnie z danymi GUS działa 118 mleczarni, jednak już widać, że konsolidacja przyspiesza. W przyszłym roku, po ogłoszeniu rocznych wyników finansowych spółdzielni, przejęć może być jeszcze więcej.
Jeśli koniunktura na rynku się poprawi, małe spółdzielnie złapią oddech i być może jeszcze trochę pofunkcjonują na rynku. Albo wyciągną wnioski i coś zmienią, albo za jakiś czas będzie powtórka z rozrywki. I tak do momentu, kiedy kolejny kryzys będzie tak duży, że już nie uda się z niego wyjść obronną ręką.
A to w konsekwencji doprowadzi do tego, że z mapy Polski będą znikać kolejne małe mleczarnie, tworzące polską spółdzielczość, a wraz z nimi dobrze znane na rynku lokalnym nazwy produktów i zakładów, w których były wytwarzane.
mw