– Nie ma klientów na loszki hodowlane. Sprzedaję pojedyncze zwierzęta. Nie ma szans, by przeżyć z hodowli krajowych ras świń – mówi zatrwożony rolnik, który gospodaruje na 200 ha ziemi wspólnie z synem Bartoszem. – Obecnie niemal 100% wysokiej jakości wyselekcjonowanych zwierząt hodowlanych trafia na rzeźniany hak – dodaje.
Brak perspektyw
Ostatni rok był dla gospodarzy sądny. Brak zarobków był dotkliwy bardziej niż kiedykolwiek. Rolnicy odstawiali świnie, otrzymując w zamian w najtrudniejszym okresie 5,20 zł za kg wbc. Z pomocą przyszło rządowe wsparcie.
– Przez wiele miesięcy dokładaliśmy do produkcji świń. Całe szczęście dopłata do loch została wypłacona rekordowo szybko, bo już po 7 dniach od złożenia wniosku – przyznaje rolnik. To bardzo pomogło w łataniu dziur budżetowych w gospodarstwie Kaczmarków. Ojciec i syn dzielą się obowiązkami w obejściu. Podczas gdy ten pierwszy więcej czasu spędza w chlewni, młodszy większość czasu poświęca uprawie pól.
– Nasze ziemie są bardzo rozdrobnione i rozrzucone. Mamy pola po 5–10 ha w wielu lokalizacjach, więc ich uprawa i przemieszczenie się pomiędzy nimi zajmują dużo czasu – mówi Kaczmarek.
Pomysł na przetrwanie
Kaczmarek uważa, że przy produkcji 2500 tuczników rocznie, bo o hodowli zarodowej muszą zapomnieć, nie sposób dziś utrzymać rodzinę. Szacuje, że przy obecnych cenach żywca i historycznie wysokich kosztach środków do produkcji z tucznika zostaje około 50 zł.
– Z perspektywy czasu patrząc na to, co się dzieje w produkcji świń, nie wygląda zachęcająco, ale nie poddajemy się. Mam dobrego następcę i będę kontynuował produkcję, tylko muszę przeprofilować hodowlę – mówi Kaczmarek.
Jego pomysłem na przetrwanie jest skrócenie łańcucha dostaw i wejście w produkcję wędlin. Ojciec z synem poważnie zastanawiają się nad otwarciem RHD w ramach swojego gospodarstwa.
– Muszę coś robić! Nie mogę stać w miejscu i patrzeć, jak ze względu na nieopłacalność produkcji zmarnuje się dorobek życia – mówi Kaczmarek.